piątek, 31 maja 2013

Woda do picia

Zrobiło się ciepło, więc coraz częściej sięgamy po napoje i wodę do picia.
Wychodząc z domu w taką pogodę zabieram ze sobą butelkę wody. Zdarza mi się, że kupuję 0,5 litrową butelkę wody do picia. Cena takiej butelki to koszt od 0,60 groszy do nawet 2 złotych. Tymczasem 5 litrowa butla kosztuje ok. 4zł. Łatwo więc policzyć jak dużo przepłaca się kupując małą butelkę.
Aby zniwelować koszt zakupu, butelka jest wykorzystywana jeszcze przez jakiś czas. Po prostu przy następnych wyjściach jest ona uzupełniania albo wodą przegotowaną, albo prosto z kranu.
Podobnie rzecz się ma z butelkami o większej pojemności. Małż od czasu do czasu kupuje colę. Później flaszka jest płukana z pozostałości coli i uzupełniana wodą. Duża butelka ląduje w samochodzie, aby można było się napić. Od wiosny do pierwszych przymrozków zawsze mamy w samochodzie butelkę z wodą. Jest to wymagane, gdy jedzie z nami pies. A ten jeździ dość często.
Zatem, aby zaoszczędzić na napojach w czasie upałów zainwestujmy w bidon lub mniejszą butelkę, a potem uzupełniajmy ją wodą z domu. Jeśli ta nam nie smakuje, to kupmy wodę w jak największym opakowaniu zbiorczym i przelewajmy do mniejszej butelki przed wyjściem z domu.


niedziela, 26 maja 2013

Kupowanie w second hand'ach.

Podobnie, jak Gena niedługo zostanę mamą. Ta radosna nowina uszczęśliwiła wszystkich moich najbliżyszych. Najbardziej szczęśliwa jest przyszła babcia, czyli moja mama. 
Pomimo iż "fasolka" ma dopiero kilka tygodni i jeszcze wszystko może się zdarzyć, ona już rozpoczęła zbieranie wyprawki dla maleństwa. 
Zakupy zaczęła robić w second handach, czyli lumpeksach. Jest to świetne rozwiązanie, aby kupić ubranka dla dziecka i jednosześnie nie zrujnować budżetu. Kosztują one bardzo niewiele, i są w bardzo dobrym stanie. Zresztą, gdzie kilkumiesiączny maluszek miałby je zniszczyć. Kupienie ubranek w sklepie kosztuje małą fortunę, a dzieciaczek może z raz będzie mieć na sobie.
Wiadomo, nie wszystko można tak kupić. Niektóre rzeczy trzeba będzie kupić w "normalnym" sklepie. Jeszcze inne kupić korzystając z aukcji internetowych. Jednakże kupowanie rzeczy dla tak małego dziecka, jak zaraz po urodzeniu i kilku najbliższych miesięcy, z "drugiej ręki" jest najlepszym sposobem, aby nie zbankrutować.

niedziela, 12 maja 2013

O prezentach i podarkach

Podliczając budżet wyszło mi, że miesięcznie wydajemy z małżem około 100 zł na prezenty. Bo a to ktoś ma urodziny, a to rocznica, w rodzinie ludzi sporo, a to Dzień Dziecka, Matki, Ojca, Babci...
Zaczęłam wtedy planować prezenty. Słuchać, o czym kto wspomina, czym się ostatnio interesuje. W miarę możliwości staram się wykonać to ręcznie. Np. Teść na imieniny dostało od nas voucher na 1000 nalepek na piwo (już wspominałam, że sam pędzi ten trunek, pyszny zresztą, zestaw do wyrobu również był prezentem). Koszt tego vouchera to kwota, którą wydaliśmy na kilkadziesiąt arkuszy papieru do druku nalepek. Drukarkę dobrą mamy, ja dobrze projektuję. W ten sposób - teść szczęśliwy, ma etykiety z własnym nazwiskiem, my wiemy, że prezent nie leży w kącie, a koszt zamknął się w kwocie bodajże 35 złotych.
Dużo rzeczy w ogóle robię ręcznie albo przemyślam jakiś pomysł Na Dzień Dziadka i Babci rodzice dostali magnesy na lodówkę ze zdjęciem naszego syna. I kartki przytrzyma, i mały z lodówki sie uśmiecha. Bardzo im się to podobało, a koszt niewielki. Dla zainteresowanych, sa różne rozmiary i opcje kupna:
http://allegro.pl/foto-magnes-magnesy-na-lodowke-ze-zdjeciem-s-6szt-i3159497572.html
Kupujemy też kupony zniżkowe na Sweetdeal. Te bardzo lubi teściowa, dogadałyśmy się i prawie na każdą okazję dostaje masaże, maseczki, mikrodermabrazje, manikiury. Ona to lubi, wyglądać ładnie i jak ktoś o nią zadba, a szkoda jej własnych pieniędzy.
Teraz już mam kupione prezenty na Dzień Dziecka. Udało mi się kupić dla dzieciaków okazyjne fajne i unikatowe rzeczy. Kwota przeznaczana na prezenty spadła nam do 50 złotych miesięcznie, ale teraz są to podarki przemyślane, nie obojętne dla obdarowanego, trafione i przydatne.

czwartek, 9 maja 2013

O rosołku treściwym

Każdy obiad, jak mawia moja mama, musi być treściwy. To znaczy, że musi być smaczny, pachnieć, dobrze zabijać głód i koniecznie z warzywami. Ot i cały sekret dobrego i mądrego gotowania.
Robię rosołek. To także dla mnie taka potrawa, z której mogę wykombinować kilka innych potraw.
Do największego gara, jaki mam wrzucam porcję rosołową (z kurczaka, kury lub z indyka). Dorzucam ze 2 cebule (to lubi małż), marchew (dużo! uwielbiam marchew w zupie), seler, garść grzybów, ze 2 kostki rosołowe (najlepiej jakiś rosół z kury czy coś z drobiem), koperek (dużo!), pora (ja wrzucam i zielona i białą cześć). Wszystko gotuję na malutkim ogniu tak ze 3 godziny.
Dzień pierwszy - rosół klasyczny. Odławiam porcję rosołową - mięsko z kości obdziubuję i dorzucam do zupy. Kostka dla kotka na działkę. Odławiam tez seler i por - wrzucam pod blender, dobry sos wychodzi do ziemniaków i ryb, również można zamrozić. Cebula i część marchwi już wyjedzona.
Dzień drugi. zlewam część rosołu, dodaję koncentratu pomidorowego i śmietanki słodkiej, gotuję ryż i mam pomidorową. Resztę rosołu odcedzam - już wszystko z wewnątrz wyżarte, zostaje sama woda. Wlewam do pojemniczków takich po 300 ml i wrzucam do zamrażarki. W ten sposób mam bulion domowy do jeszcze kilku zup. Do bulionu dolewa się z pół litra wody (jest dobrze odparowany - po 2 dniach gotowania, dorzuca się kapusty - jest kapuściana, brokuły - mamy brokułową (można z marchewką, groszkiem, nawet burakiem, fasolą itp itd). Wystarczy na bieżąco dogotować makaron, ziemniaczki czy ryż. Na takim wywarze najlepiej wychodzą zupy warzywne, można też pobawić się blenderem i jest świetna zupa-krem.
Smacznego. A ja znów z jednego garnka ma kilka obiadów.

Przeprowadzka do mamusi


Zamieszkanie z rodzicami, przynajmniej na jakiś czas, jest niezłą metodą na podratowanie własnego budżetu. Pod warunkiem, że własne mieszkanie się wynajmie komuś obcemu.

Ja w najbliższym czasie też trochę ulżę swojemu portfelowi zamieszkując u mamusi.

Moja mama będzie kurować się w szpitalu przez około dwa tygodnie. W tym czasie jestem zmuszona razem z Małżem zamieszkać w jej mieszkaniu i opiekować się psem własnym mamy i psem powierzonym pod jej opiekę przez znajomą. Teoretycznie mogłabym psy wziąć do siebie, ale po ostatnich przejściach z sąsiadami chcę mieć spokój.
Oszczędności będą dotyczyły przede wszytkim kosztów dojazdu do pracy. Po rachunkach i spłacie kredytu hipotecznego stanowią one dla nas największe obciążenie finansowe. Ale mniej załacę również za media i prąd.
Fakt, koszty te w większości poniesie mama. Jednakże traktuje je ona, jako opłatę za opiekę nad obcym psem, którego ma pod opieką.

wtorek, 7 maja 2013

Jeden farsz - trzy potrawy - wersja geny

Moim patentem na farsz jest wersja z mięsem.
Mięso mielone - tak minimum 0,5 kg, podsmażam z cebulką i czosnkiem. Dodaję pieprz, kostkę rosołową, dużo oregano (uwielbiam!), trochę kminku i warzywka. Warzywka takie jakie mam w nadmiarze - mrożona marchewka z selerem, ogórek kiszony lub świeży, kukurydza, groszek, pomidory, resztki kapusty itp itd. To wszystko zalewam wodą i dodaję mały słoiczek koncentratu pomidorowego. Duszę około 15 minut. Proste jak konstrukcja cepa. Czasem też do środka daję potarkowany żółty ser - jeśli akurat jest taki podeschnięty. Jedną część zużywam od razu, resztę mrożę w porcjach.
Co można zrobić z takim farszem?
1. Dogotować makaronu i jest spagetti bolońsko-warzywne.
2. Kupić ciasto francuskie, rozłożyć, zwinąć w rulon z farszem w środku, kroić na plasterki i już są francuskie ślimaczki, do pieca na 15 minut - świetne jako przekąski.
3. Dogotować paczkę ryżu i wychodzi danie jednogarnkowe, prawie jak chińskie, tylko bez psa :)
4. Usmażyć cienkie placki naleśnikowe, dodać farsz, zawinąć podsmażyć i są krokiety.
5. Ciasto naleśnikowe bez podsmażania - wtedy naleśniki z farszem mięsno-warzywnym.
6. Wyrobić ciasto drożdżowe, wtedy albo farsz na jeden duży placek i jest świetna pizza, albo na małe placuszki i wychodzą bułeczki z mięskiem.
Jeden gar gotowania - pomysł na kilka obiadów. To mój ulubiony przepis, treściwy, zdrowy i najważniejsze- smaczny.

Co do mięsa mielonego -ja zawsze kupuję nie garmażeryjne (jest w nim zazwyczaj tylko 60 procent mięsa, informacja na etykiecie), ale mieloną łopatkę bez kości. Bez promocji kosztuje ok 15 zł za kilogram, ja kupuje nawet 3-4 kilogramy jak jest po 11, 12 złotych. Polecam mielone ze Stokrotki - tam panie na świeżo mielą, często też samemu można wybrać kawał mięcha do zmielenia. Wtedy płacę rzeczywiście za mięso, a nie za wodę czy sztuczne dodatki. Takie mięso nadaje się i do wspomnianego farszu, ale też do wszystkich kotletów, pulpetów i do czego jeszcze sobie człowiek zamarzy.

Zostań fryzjerem

Każda kobieta wie, jaką przyjemnością jest wizyta u fryzjera. Tego nie da się zastąpić niczym innym. Jako kobieta lubię te wizyty. Ale mój portfel już niekoniecznie. Chciaż, gdy przeprowadziłam się na wieś, koszty z tymi wizytami nie były aż tak duże. W mieście koszt farbowania, ścięcia i ułożenia włosów (kilka lat temu) kształtował się od 80zł. Jakież było moje zdziwienie, gdy za podobne zabiegi u fryzjera, tam gdzie mieszkam obecnie, zapłaciłam tylko 40zł. Nie polecam jeżdżenia na wieś, czy do mniejszych miejscowości, gdzie usługi są tańsze niż w mieście, bo koszt dojazdu zniweluje tę różnicę. Pomyślcie np. o samodzielnym farbowaniu włosów w domu. Nawet skrócić może przyjaciółka z pewną ręką. Ostatnio o skrócenie swoich włosów prosiłam męża. W farbowaniu też mi pomaga.
A jak wygląda fryzjerstwo męskie?
Większość panów lubi nosić bardzo krótkie włosy, więc do fryzjera chodzi raz na miesiąc lub dwa miesiące. Koszt takiej wizyty - ok. 10zł. W ciągu roku uzbiera się okrągła sumka. Można jednak, za te pieniądze kupić maszynkę do strzyżenia. Obsługa nie jest skomplikowana i z obcięciem włosów na krótko poradzi sobie każdy. Koszt maszynki ok. 100-150zł zwraca się  ciągu roku. A jeśli w domu jest jeszcze syn, lub dwóch? Koszty zwracają się jeszcze szybciej.

Może warto się zastanowić nad takim roziązaniem, a z wizyt u fryzjera korzystać przy "większych" okazjach.

poniedziałek, 6 maja 2013

Marnotrawienie jedzenia

Żywność, po rachunkach, stanowi największą grupę wydatków, której nie możemy zlikwidować. Możemy ją ograniczyć. Ograniczanie kosztów żywności nie polega na kupowaniu najtańszych produktów, których jakość może budzić nasze wątpliości. W ten sposób możemy tylko zaszkodzić swojemu zdrowiu. A przecież nie o to nam chodzi.
Nie tak dawno temu zastanawiałyśmy się z Geną, jak to wiele naszych znajomych wyrzuca pieniądze do śmieci. Dosłownie - wyrzucają pieniądze do śmieci. Robią to za każdym razem, gdy w śmieciach ląduje kawałek kotleta, niedojedzony chleb, czy nadpsuty pomidor. W nas się wręcz zaczyna gotować na takie marnotrawstwo.
Co zatem robić, aby nic nie lądowało w koszu?
Po pierwsze - dobrze zaplanować jadłospis na tydzień, czy miesiąc.
Po drugie - na podstawie jadłospisu zaplanować zakupy. Kupić tylko tyle poszczególnych produktów, ile jest niezbędne do przygotowania potraw z naszego jadłospisu. Jeśli kupujemy już na zapas, to tylko niech to będą takie produkty, które mają długi termin ważności. Zdarza się, że mamy okazję kupić taniej np. mięso, to zamroźmy je.
Po trzecie - jak już zostają nam w lodówce jakieś resztki (kawałek sera, jakaś podwiędnieta marchewka, czy schychająca się kiełbasa) to wykorzystajmy je do zrobienia jakiejś sałatki, zapiekanki, zupy, czy z jogurtów, serków - jakiegoś ciasta lub innego deseru. Inwencja twórcza jest tu mile widziana. Do wykorzystania resztek pomocne będą dobre książki kucharskie (najlepsze są te, wydane w czasach PRL-u) lub internet.
Po czwarte - gotujmy potrawy w takiej wielkości/ilości, jaką jedzą nasi domownicy. Jeśli ugotujemy za dużo, to tego nie zjemy, więc wyrzucimy. Chyba, że ugotujemy więcej porcji i część zamrozimy na później. Do niedawna mieliśmy "odkurzacz resztek obiadowych" - czyli psa. Jeśli coś nam zostawało z obiadu oddawaliśmy to Sonii (resztki nie stanowiły podstawy żywienia psa. Były tylko dodatkiem i urozmaiceniem suchej karmy).

Tak więc, gotujmy i kupujmy z głową, a zyska na tym także nasz portfel.


niedziela, 5 maja 2013

Jeden farsz - trzy potrawy

O tym, jak oszczędzać w kuchni mówi nawet Magda Gessler w swoich "kuchennych rewolucjach". Mówi, aby wybierać takie potrawy i składniki, z których można zrobić wiele innych. Niezaprzeczalną królową oszczędnych potraw jest ROSÓŁ. Stanowi on podstawę wszystkich zup i sosów.

Ja chcę Wam dzisiaj przedstawić farsz, z którego można zrobić trzy różne potrawy.

Wczoraj mamusia uraczyła mnie resztką kapusty kiszonej na zimę. Dodała mi jeszcze trochę suchonych grzybków. Ja miałam jeszcze trochę świeżej kapusty, pozostałość po oszukanych gołąbkach. Do tego jeszcze kilka cebul, kilka ząbków czosnku i przyprawy. Wszystko razem zmielić i dusić, doprawić. I mamy gotowy farsz kapuściany z grzybami suszonymi.
Taka ilość farszu, jaka mi wyszła to trochę dużo. No, można zrobić z tego same pierogi. Ale nie mam ochoty jeść pierogów przez tydzień. Dlatego podzieliłam mój farsz na trzy części (ale nie na równe).
Jedną część mam jako nadzienie do krokietów. Przygotowałam taką ilość naleśników, abyśmy z Małżem mieli na dwa dni.
Do drugiej części dodałam jeszcze trochę mięsa mielonego i razem przesmażyłam i schowałam do zamrażalnika. Ugotuję do tego makaron i będę miała łazanki.
Trzecia część będzie farszem do pierogów, kulebiaka, a może do pierogów z ciasta śmietanowego, smażonych na głębokim tłuszczu. Jeszcze się zastanowię. Na razie ta część też wylądowała w zamrażalniku.

Zatem, nawet z prostych i tanich składników można wyczarować świetne dania, które nie będą nudne.


sobota, 4 maja 2013

O sprzedawaniu i kupowaniu przez Internet

Jestem wielką fanką aukcji internetowych. Kupiłam i sprzedałam już multum rzeczy, planuje następne. Zdobyłam wiele przedmiotów używanych, ale tez zupełnie nowych, które ktoś dostał w prezencie, a nie były mu potrzebne i sprzedał mi za grosze. Dodatkowo często w ten sposób firmy pozbywają się końcówek serii, a ja na tym korzystam. Wiele sklepów istnieje tylko dzięki tej formie sprzedaży, marża jest więc niższa (mniej pracowników, brak stałego punktu).
Czas na przykłady z ostatnich tygodni.
Mama na targach kupiła owoce jagody goi. To takie zdrowotne kuleczki, podobne do rodzynek. Poprawiają trawienie, przywracają młodość i jeszcze wiele wiele innych. Za paczkę 50 gramów zapłaciła 3,50 zł - 70 zł za kilogram. Jej koleżanki też chciały, ale małe opakowania miały dużą cenę. Poszperałam, poszukałam. Udało mi się kupić "transport" 5 kg za 230 zł, przesyłka gratis. 1 kg wychodził więc 46 złotych - oszczędziłam 1/3 ceny. Bez problemu odsprzedałam resztę.
Produktami, które zawsze pochłaniały sporo pieniędzy są dla mnie rzeczy dziecięce. Dziecko jak dziecko- szybko rośnie, często nawet nie zdąży zniszczyć. We wrześniu zeszłego roku kupiłam młodemu używane spodnie narciary, takie puchowe na szelkach, za 10 złotych. Za identyczne w sklepie zapłaciłabym około 70 złotych.
Wyprawka dla dziecka-mój największy sukces aukcyjny. Podaję ceny z przesyłką. Łóżeczko- 40 złotych, dokupiłam tylko materac. Wózek - firmowy wielofunkcyjny za 200 złotych (brak kosztów przesyłki  kupiony od pani ze Słupska). Laktator Avent (to taki droższy) - 30 złotych. Przybornik na łóżeczko - 15 zł. Łącznie na wyprawkę wydałam wtedy około 700 złotych, ale miałam już wszystko. To około 1/4 ceny, jaką zapłaciłabym za nowe rzeczy.
Oczywiście większości z tego nie pozbyłam się 5 lat temu. Teraz znów ma pojawić się w naszym domu maluszek. Przekalkulowałam - właściwie to potrzebny mi jest tylko wózek,który w dodatku finansuje moja mama w ramach prezentu już na chrzciny, co bardzo mi odpowiada. Już teraz szukam okazji. Kupiłam 3 firmowe butelki dla dziecka za 1 zł (plus 8 złotych przesyłka). Ponieważ używam tej firmy od lat, wiem, że są  niezniszczalne.Muszę do nich dokupić smoczki - w klepie ok. 25 zł za 2 sztuki. Przez internet - 5 złotych sztuka plus przesyłka. Będę zamawiać tak z 10 sztuk, duża oszczędność mnie czeka.
I wreszcie hit zakupowy. Używany sterylizator parowy Avent razem z 5 butelkami. Cały zestaw za 30 złotych z przesyłką.  Do tego jeszcze wspomniane smoczki. Rachunek: Cena sklepowa: sterylizator 70 zł, butelka za smoczkiem - ponad 20 zł sztuka (mam 9 butelek). Wynik: 250 złotych. Dla niedowiarków - firma Avent, można sprawdzić ceny. Mój koszt: 39 zł plus 45 zł smoczki plus 10 zł przesyłka. Wynik - 104 zl. Oszczędność - 146 złotych,ponad 50 % ceny. Można? Można!
Mała uwaga. Nie reklamuję tu firmy Avent. Są tańsze i też dobre marki. Z doświadczenia jednak już wiem, że istotnie produkty te są niezniszczalne. Obliczyłam, ze jedna butelka mojego syna była myta w ciągu prawie 5 lat około 2000 razy, była tez wygotowywana, prana w zmywarce, przejechała tysiące kilometrów samochodem, upadła na podłogę niezliczona ilość razy. I nic. Tylko delikatne zarysowania, przez  lat ani jednej nie wyrzuciłam. Każdy element można wymienić (np. zużyty smoczek), w to miejsce wstawić ustnik dla starszego dziecka, uchwyt do trzymania. Butelek do picia można użyć do laktatora, mrozić w tym mleko. Zapłaciłam więc raz drożej,a le wystarczyło mi to na bardzo długo.

Filcowy futerał na telefon

Niedawno byłam zmuszona wymienić tefelon na nowy aparat. Poprzednik miał sporo "wypadków" losowych i odmówił posłuszeństwa. Nowy aparat nie jest może z najwyższej półki, ale można przez niego rozmawiać i wysyłać sms'y. Do tego ma służyć, a nie żeby być ładnym.

Aby służył mi dłużej niż poprzednik postanowiłam uszyć mu futerał.

Do tego potrzebowałam kawałek filcu, nici, guzik i igła.
Na zdjęciu widać jakich materiałów użyłam.

Z filcu wycięłam dwa prostokąty, w różnych kolorach. Zszyłam je razem do kupy. Doszyłam guzik.
I tak wygląda efekt końcowy.

Czas pracy - 20 minut.
Koszt prawie zerowy. (Filc był kupiony ze dwa lata temu za grosze w Empiku, wykorzystywany do różnych prac. Guzik - z przepastnego słoika z guzikami. Mulina, też wyciągnięta z zapasów.)


piątek, 3 maja 2013

Stare opony

Jakiś czas temu pisałam o kwiatach na balkon. 
Dzisiaj postanowiłam posadzić flance na ich właściwe miejsce. Zamiast doniczek użyłam starych opon, od naszego samchodu.

  

W jednej oponie wysiałam zioła: miętę, piertuszkę naciową i lubczyk. Do drugiej rzodkiewkę. W dwóch pozostałych są flance aksamitek i goździków. 
Za jakiś czas zobaczymy, czy mój "oponowy" ogródek spełnia swoją rolę. Jeśli tak na przyszły rok dalej będzie istnieć.