Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historie o domu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historie o domu. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 czerwca 2017

Byłam na grzybach......u mamy

Wczoraj byłam u mamy i takie cudo od niej dostałam.





Całość była niestety w brzydkim plastikowym opakowaniu. Teraz, jak przełożyłam do mojej mini szufladki wygląda dużo lepiej.

czwartek, 25 maja 2017

Moje hity balkonowe.

Mówią, że balkon jest przedłużeniem salonu. Jego aranżacja jest tak samo ważna, jak reszty domu, czy mieszkania. Od kiedy stałam się posiadaczką drewnianych paneli podłogowych na balkonie, cieszę sie jego wyglądem każdego roku. Staram się na nim stworzyć przytulne miejsce, na którym będzie się miło spędzło czas.

Tak prezentował się mój balkon w poprzednich latach:

 2015r.

 2016r.

A tak prezentuje się w tym roku:

(koszyk czeka jeszcze na jakieś kwitnące kwiaty)


Znowu zawitała na nim komarzyca:



i pomidory:

w brązowej donicy powyżej - rozchodnik

Co roku też mam na nim różne zioła:



 tymianek,

 lubczyk,

 męta pieprzowa

 i pietruszka naciowa karbowana.

 Posadziłąm także kocimiętkę - to dla moich Sierściuchów.

 Eksperymentalnie posadziłam tykwę pospolitą

 nawet ma juz dwie zawiązki na tykwy.

 W oknie ponownie zawisł kręciołek z patyczków po lodach.

Najbardziej zadowolona jestem z tej półeczki (zrobiłam ją sama z desek z rozebranego regału):


Jest wąska, ale na tyle stabilna, że utrzymuje donicę z kwiatami, a jednocześnie dodaje poziomów na balkonie. 

piątek, 30 grudnia 2016

Koszyczki do przechowywania ręcznie robione.

W tym roku Mikołaj wiedział, co mi podarować pod choinkę.
Oprócz tego, co sobie wcześniej u niego zamówiłam dostałam te koszyczki:


W róznych kolorach.
Ręcznie zrobione przez "Mikołaja".

Koszyczki zrobone są z resztek włóczki i kordonka. Usztywnione są krochmalem z dodatkiem kleju Wikolu.

Z początku zastanawiałam się co ja z nimi pocznę. Ale pomysł na nie wpadł mi już kilka dni po świętach.



Przyjrzyjcie się uważnie zdjęciom powyżej, a od razu zauważycie różnicę.

I znowu sprawdza się powiedzenie "perfekcyjnej pani domu", że koszyki i pudełka są najlepsze do przechowywania.

czwartek, 29 grudnia 2016

Prawdziwe szare mydło

O szarym mydle napisano już wiele. Jakie to ono jest wspaniałe: do prania, sprzątania, mycia, do leczenia ran. To wszystko prawda. Przetestowana na sobie.

Polski rynek kosmetyczno-higieniczny obfituje w przeróżnego rodzaju mydła, które mają w swojej nazwie "szare". Nie sposób nie wspomnieć naszego Polskiego "Białego Jelenia". Tę nazwę zna większość Polaków. Jednakże na rynku jest więcej firm i marek mających w swojej ofercie szare mydło.
Dlaczego o tym piszę?
Szare mydło jest jednym ze składników proszku do prania, który sama robię (przeczytacie o tym tutaj). Przeszukałam wiele półek sklepowych w poszukiwaniu szarego mydła, które przypominałoby to, jakie pamiętam z dzieciństwa. Ale moje poszukiwania kończyły się fiaskiem. Dopóki nie zaszłam do małego sklepiku, niedaleko domu mojej mamy. I znalazłam tam właśnie to mydło.

Taddddaaaaaammmmmm:


Tak wygląda po wyjęciu z opakowania:


Kostka jest spora. Waży 175g. Trochę nieporęczna. Mydło jest stosunkowo miękkie. I.......... Śmierdzi.
Tak - śmierdzi zwierzęcym tłuszczem.
Za to jest genialne do prania, namaczania, nawet mycia. Po myciu zapach jest niewyczuwalny.

Zastanowił mnie skład tego mydła. Jakie było moje zdziwienie, że jest on taki krótki.
Sami zobaczcie:


Tylko trzy składniki. Spójrzcie na zdjęcia poniżej:



To jest skład szarych mydeł popularnych na naszym rynku.
Są hypoalergiczne, przebadane przez dermatologów i.... produkowane na olejach roślinnych.
To, że są produkowane na olejach roślinnych, powoduje, że ich skuteczność w praniu jest słabsza niż tego produkowanego na tłuszczach zwierzęcych.

A teraz trochę o cenie tego mydła.
Jest porównywalna do ceny innych szarych mydeł. Ja za kostkę zapłaciłam 2,60zł.

czwartek, 6 października 2016

Poszłam na wojnę i wytoczyłam ciężkie działa - moja walka z karaluchami

Na pewno wiecie kto to jest KARALUCH?


Tak to ON.
Ten na zdjęciu powyżej.

Zawsze sądziłam, że mnie ten problem dotyczyć nie będzie. Nidgy ich w domu nie miałam.
Owszem wiem jak wyglądają i miałam z nimi doczynienia, kiedyś w pracy. Błeeee! Ochydztwo!
Mój wujek, mieszkający w Stolicy, prowadzi z nimi wojnę od nie wiem jak długiego czasu. Niestety tę wojnę wygrywają karaluchy.

Niestety problem pojawił się u mnie.
Na początku były to sporadyczne pojawienia się tych obrzydliwych stworzeń w toalecie. Każde zauważenie osobnika tego gatunku, kończyło sie jego śmiercią.
Oprócz brutalnej siły (i czegoś czym zabijałam paskudę) używałam boraksu do ich zwalczenia.



Rozpuszczałam łyżkę boraksu w szklance wody, dodawałąm kilka kropel olejku lawendowego, mieszałam i przelewałam do butelki ze spryskiwaczem. Tą miksturą spryskiwałąm całą rurę odpływową od toalety. To było jedyne miejsce skąd mogły przyjść.

I to działało.

Niedawno mama powiedziała mi, że u niej pojawiły się karaluchy.
Zgłosiła sprawę w spółdzielni. W sklepie zaopatrzyła się w broń:


Na razie daje radę. Ale u niej problem jest duży, bo mieszka w wieżowcu. Wtedy problem dotyczy każdego mieszkańca.

Dwa tygodnie temu, na tablicy ogłoszeń w klatce przeczytałam ogłoszenie, że piwnice były pryskane na obecność karaluchów.
Od tej pory uważniej obserwowałąm łazienkę, bo wcześniej były tylko tam.
Nie wyobrażacie sobie, jaki przeżyłąm szok, gdy skubańca zobaczyłam na blacie w kuchni.
Oczywiście zginął śmiercią "męczeńską". Ja tym razem wyciągnęałam ciężkie działa.

Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było gruntowne posprzątanie kuchni: poodsuwanie dolnych szafek, lodówki, kuchenki. Do mycia uzyłam płynu zrobionego z octu, sody oczyszczonej i boraksu. Pod lodówką, w pobliżu kuchenki i przy ścianie, gdzie kończy się rura odpływowa od zlewu wyłożyłam pułapki, o takie:


Kratki wentylacyjne i komin, gdzie mam wodomierze dokładnie spryskałam tym:




Kolejną rzeczą, jaką robię jest chowanie wszelkiego jedzenia do lodówki lub szczelnych pojemników - to dotyczy głównie jedzenia kotów.

Na razie walkę wygrywam.


Ps.
W poście nie reklamuję przedstawionych produktów chemicznych. Są to środki, które kupiłam ja lub moja mama, aby zwalczyć karaluchy. Innych w danym sklepie nie było. Dlatego wybór padłe na te, przedstawione w poście.


wtorek, 16 sierpnia 2016

Moje perypetie z zakupami na raty, czyli nigdy więcej

Jak pisłam w poprzednim poście mój laptop odmówił posłuszeństwa i niezbędny był zakup nowego sprzętu.
Nie lubię kupować na raty, ale czasem jest to niezbędne. Jak już to robię, to okres kredytowania biorę na pół roku.
Tym razem nie było to możliwe i okres kredytownia miał trwać 2 lata (wiem teraz Gena będzie mnie krytykować i ganić za tę rozrzutność, niestety taka była potrzeba).
Moja wina - nie doczytałam umowy. W umowie był wymóg aktywowania karty kredytowej dołączonej do umowy. Gdy zadzwonili z banku do Małża (kredyt jest na niego) aby tę kartę aktywować, włączyła mi się czerwona lampka. Oprócz lamki włączył mi się duży nerw, wściekłość i wiele jeszcze innych negatywnych odczuć pod własnym i banku adresem.
Postanowiłam działać i nie dać się bankowi.
Przejrzałam zawartość konta oszczędnościowego. Poprosiłam mamę o niewielką pożyczkę i......

Spłaciłam cały kredyt.

Problemy zaczęły się jednak dopiero, gdy chciałam uzyskać pismo o tym, że ten kredyt został spłacony.

W maju, bank który udzielił mi pożyczki połączył sie z innym bankiem. Wszystkie pisma, jakie mamy z banku są od tego który przejął bank udzielający mi pożyczki. Pojechaliśmy więc do oddziału banku - jednego, drugiego, trzeciego, ale żaden z nich nie obsługuje tego banku - nie mają oprogramowania, oprogramowanie nie jest zgodne dla obu banków itp itd. Dopiero w trzecim oddziale miła Pani dała numer na infolinię (nie można się dodzwonić - próbowałam przez godzinę), i poinformowała mnie, że w jednym z centrów handlowych była "wyspa" banku, który mi udzielił pożyczki i może jeszcze oni tam są.

Na szczęście ciągle jeszcze jest.

Udało mi sie uzyskać pismo o zamknięciu kredytu i zamknęłam kartę kredytową.

Bank chciał zarobić na mnie, ale mu się nie dałam.

Nigdy więcej zakupów na raty.

niedziela, 10 lipca 2016

Środki czystości Perfect House - moja opinia

Na wstępie zaznaczam, że to nie jest żaden post sponsorowany. Wyrażam w nim własną opinię po użyciu wspomnianych środków czystości.

Już jakiś czas temu w blogosferze dotyczącej sprzątania, organizacji i tego typu blogów widziałam opinie blogerek i blogerów na temat tych (zdjęcie poniżej) środków czystości.


Opinie były przede wszystkim pozytywne. Nie spotkałam się z negatywnymi.
Zastanawiałam się, czy ich nie kupić. Odstraszała mnie cena - 10,50zł za pół litrową buteleczkę. I do tego, że początkowo dostępne były tylko przez internet. Przynajmniej ja nie widziałam ich w sklepie stacjonarnym. Do czasu.

Podczas ostatnich zakupów, zaszłam do sklepu, do którego zaglądam ostatnio dość rzadko. Jakie było moje zaskoczenie, gdy na półce sklepu znalazłam właśnie produkty z tej serii. Oto one:


Owszem kupiłam je. Niestety tylko te. Pomimo przejrzenia dokładnie półka po półce nie dostałam innych produktów z tej serii.

A teraz jakie jest moje zdanie na ich temat:

  1. cena - ok. 11zł za opakowanie ( opakowania są 450ml - 500ml) - czyli dość sporo, dla osoby która zwraca uwagę na każdą wydaną złotówkę może być zbyt wysoka cena
  2. opakowanie - wygodne w użyciu, estetyczne, 
  3. instrukcja użycia - na etykiecie jest dokładna informacja jak i do czego używać, prosta i czytelna



  4. zapach - to jest najfajniejsza właściwość tych środków, zapach utżymuje się długo (u mnie 5 dni), jest delikatny i niedrażniący
  5. wydajność - środek jest bardzo wydajny, wystarczy użyć niewielką ilość, aby uzyskać zadowalający efekt; użyłam go m.in. na denkach garnków, które były dość mocno osmolone - wystarczyło spryskać i zostawić na chwilkę i przetrzeć myjką, nie musiałam szorować, a gar jest czysty i teraz pięknie błyszczy; 
Pomimo początkowo wysokiej ceny, jeżeli weźmiemy pod uwagę jego wydajność jest to korzystny zakup. Na pewno będę jeszcze szukać pozostałych produktów z tej serii do ich wypróbowania.

Nie żegnam się z sodą i octem, jako moimi podstawowymi środkami czystości, ale te z serii Perfect House zagoszczą u mnie na dłużej.


wtorek, 24 listopada 2015

Choinki ręcznie robione - inspiracje

Nadchodzące święta Bożego Narodzenia, są specyficznymi świętami. Niby ktoś jest ateistą, a i tak w ten czas przystraja swój dom choinką i innymi dekoracjami świątecznymi. Także okres przez który te dekoracje zdobią nasz dom jest długi. Pierwsze dekoracje pojawiają się już w pierwszą niedzielę adwetu - czyli coś koło Andrzejek. Ostatnie dekoarcje znikają pod koniec stycznia. Czyli ten czas wynosi ok. dwóch miesięcy.
W tym czasie staramy się, aby nasz dom wygladał pięknie, zaś świateczna atmosfera trwała, jak najdłużej. Na tej naszej chęci i dążeniu do "wspaniałej, świątecznej atmosfery" najczęściej zyskują producenci i sprzedawcy światecznych ozdób. Pierwsze świateczne ozdoby pojawiają się już 2 listopada.
Ale czy my musimy wszystko kupować?
Czemu nie wrócić do czasów, kiedy większość ozdób było wykonywanych ręcznie przez całe rodziny?

Ja wiem: brak czasu, długie godziny spędzane w pracy i wieczny pośpiech, a także twierdzenie, że się nie potrafi, powoduje, że najłatwiej jest pójść do sklepu i kupić.
A może warto spróbować coś samemu zrobić?
A może warto pozwolić dzieciom coś stworzyć? Zwłaszcza one są chętne do robienia wszelkiego rodzaju prac twórczych.

Poniżej przedstawim wam wszelkiego rozaju maści choinki wykonane ręcznie. Część choinkek jest wykonana przeze mnie, resztę znalazłam w internecie. Większość z nich jest tania w wykonaniu i naprawdę mogą je zrobić osoby, które mają tzw. dwie lewe ręce.

A teraz propozycje choinek, które ja zrobiłam:

 filcowe,

 świecące z papieru


 z papierowej wikliny

 z wytłoczek po jajkach

 z krepiny

Poniżej przedstawiam choinki, które znalazłam w sieci (są one własnością ich autorów) - niektóre zdjęcia to mini kursy obrazkowe:
  • filcowe




  • z makaronu



  • ze wstążki i sznurka







  • z papieru
 papierowa wiklina


 wytłoczki po jakjach











 z rolek po papierze toaletowym

  • z szyszek





  • z innych materiałów
 

z jedzenia

 z kawy

 z drucika kreatywnego

 wydziergana na szydełku

 z piórek


Zatem może warto trochę zwolnić i spróbować samemu, lub razem z dzieckiem wykonać jakieś świąteczne dekoracje.
Gdy brak nam weny lub ispiracji znajdziemy je w "studniu bez dna" zwanej internetem.