Żywność, po rachunkach, stanowi największą grupę wydatków, której nie możemy zlikwidować. Możemy ją ograniczyć. Ograniczanie kosztów żywności nie polega na kupowaniu najtańszych produktów, których jakość może budzić nasze wątpliości. W ten sposób możemy tylko zaszkodzić swojemu zdrowiu. A przecież nie o to nam chodzi.
Nie tak dawno temu zastanawiałyśmy się z Geną, jak to wiele naszych znajomych wyrzuca pieniądze do śmieci. Dosłownie - wyrzucają pieniądze do śmieci. Robią to za każdym razem, gdy w śmieciach ląduje kawałek kotleta, niedojedzony chleb, czy nadpsuty pomidor. W nas się wręcz zaczyna gotować na takie marnotrawstwo.
Co zatem robić, aby nic nie lądowało w koszu?
Po pierwsze - dobrze zaplanować jadłospis na tydzień, czy miesiąc.
Po drugie - na podstawie jadłospisu zaplanować zakupy. Kupić tylko tyle poszczególnych produktów, ile jest niezbędne do przygotowania potraw z naszego jadłospisu. Jeśli kupujemy już na zapas, to tylko niech to będą takie produkty, które mają długi termin ważności. Zdarza się, że mamy okazję kupić taniej np. mięso, to zamroźmy je.
Po trzecie - jak już zostają nam w lodówce jakieś resztki (kawałek sera, jakaś podwiędnieta marchewka, czy schychająca się kiełbasa) to wykorzystajmy je do zrobienia jakiejś sałatki, zapiekanki, zupy, czy z jogurtów, serków - jakiegoś ciasta lub innego deseru. Inwencja twórcza jest tu mile widziana. Do wykorzystania resztek pomocne będą dobre książki kucharskie (najlepsze są te, wydane w czasach PRL-u) lub internet.
Po czwarte - gotujmy potrawy w takiej wielkości/ilości, jaką jedzą nasi domownicy. Jeśli ugotujemy za dużo, to tego nie zjemy, więc wyrzucimy. Chyba, że ugotujemy więcej porcji i część zamrozimy na później. Do niedawna mieliśmy "odkurzacz resztek obiadowych" - czyli psa. Jeśli coś nam zostawało z obiadu oddawaliśmy to Sonii (resztki nie stanowiły podstawy żywienia psa. Były tylko dodatkiem i urozmaiceniem suchej karmy).
Tak więc, gotujmy i kupujmy z głową, a zyska na tym także nasz portfel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz