Jakiś czas temu mój mąż podsumował:
- Ty masz jakąś manię! Co przechodzimy koło śmietnika, to musisz się porozglądać. Niedługo zanurkujesz w środku.
Chyba trochę się wstydził, ale do czasu. I o tym ta historyjka.
Rzeczywiście, mam odruch patrzenia na okolice śmietników. Mieszkam na blokowisku, takich śmietnikowych stacji jest tu mnóstwo. Obowiązuje tez zasada - jeśli coś komuś może się przydać, a mnie nie jest potrzebne, ustawiasz obok śmietnika, a nie wrzucasz do kontenera. Ja też tak robię, z tą różnicą, że więcej biorę, niż daję.
Czy to wstyd? Kiedyś tak. Ukradkiem zerkałam na wystawiony przez kogoś przedmiot, czekałam do zmroku i... wtedy najczęściej już zdążył go wziąć ktoś inny. Dziś już się nie czaję. Tak jak okazja czyni złodzieja, tak i okazja czyni odważnym :). Nie robię nic złego, nie kradnę, ot, przygarniam rzeczy, których ktoś nie chciał.
Najbardziej obfite łowy są w czasie wszelkich świąt - ludzie wykorzystują wolny czas, sprzątając w piwnicach czy szafach. Dobre są też sobotnie popołudnia. Często rozmawiam z osobami, które zbierają puszki czy złom, ja daję im namiar na ich zdobycz, a oni mi na moje. Zazwyczaj to bardzo mili ludzie.
Rachunek sumienia - niektóre rzeczy znalezione w ciągu ostatniego pół roku:
Komplet pościeli niemowlęcej z baldachimem Drewex. Cena sklepowa - ponad 100 zł. Na razie służą młodej, potem sprzedam za minimum 40 zł.
Droga gra planszowa dla syna. Kompletna, czysta, wystawiona w szczelnym opakowaniu.
Niemal zabytkowa maselniczka z glinki. Myślałam, że jest ciemnobrązowa, po umyciu okazała się beżowa. Sądząc po wzorku, ma około 70 lat. Lubię takie skarby.
Zabawkowy warsztat dla dziecka z pełnym wyposażeniem. cena w sklepie - ok. 150 zł. Młody ma za free.
Nowy pojemnik na śmieci - emaliowany, kolorowy, z klapka na pedał. W sklepie ok. 50 zł.
Mały stolik. Po pomalowaniu i oklejeniu stoi w pokoju młodego.
Zdobycz z dziś - 2 krzesełka do karmienia dla dzieci. Firmowe, z wymiennymi tackami, regulowaną wysokością itp. Cena w sklepie za sztukę to ok. 200 zł. Mają tapicerkę do naprawienia, ale co to dla mnie. Jedno zostanie dla młodej, drugie sprzedam. Myślę, że zarobię na tym ok. 60 złotych.
Było tez mnóstwo drobnych przedmiotów - doniczki, zastawa stołowa i sztućce (to na działkę, i tak co roku nam kradną), plastikowe krzesła (do naprawienia i na działkę), 3 komputery (mąż sklepał je w jeden i sprzedał za 300 zł).
W takim zbieractwie satysfakcjonujące jest to, że nigdy nie wiesz, co zdobędziesz. Trzymam się w tym wszystkim swoich zasad. Nie zbieram odzieży czy butów. Wszystko dokładnie myję, piorę i dezynfekuję. Doniczki też. Realnie oceniam, czy jestem w stanie przywrócić przedmiotowi dawny blask - czasem nakład finansowy przekracza wartość. Często tez przenoszę i myje przedmioty w rękawiczkach jednorazowych - nigdy przecież nie wiem, co działo się z nimi wcześniej.
A gdzie mąż? Jak zobaczył pierwsze realne efekty zbieractwa - tzn dodatkowy pieniądz, sam daje mi cynk o skarbach. I sam się zaczął rozglądać. Nie ma tyle odwagi, by coś zbierać, ale to kwestia czasu. :)
Kiedyś jeden pan od puszek powiedział mi tak (oczywiście wcześniej wybadał czy nie jestem jego konkurencją):
- Pani, ludziom to się poprzewracało od nadmiaru wszystkiego. Nie wiedzą, jak cenne rzeczy wyrzucają. Przecież to tylko śrubkę wkręcić i już działa.
I ja się z tym zgadzam.