niedziela, 22 lutego 2015

Wazon z butelki - zrób to sam

Każda pani domu musi mieć jakiś wazon. Dobrze jeszcze, żeby był ładny i kosztował jak najmniej. Ja w domu ma ich kilka: duży szklany, czerwony wąski i mały, i ze słonikiem.
Ale gdy jakś czas temu kupiłam oliwę z oliwek w ciekawej butelce, stwierdziłąm, że przerobię ją na wazon.

Jak to zrobić?
To proste: butelkę pomalowałam farbą w spreju. To wszystko.

 Butekla przed malowaniem

 Butelka po malowaniu.

 A tutaj już w ostatecznej formie - wazonu.

Koszty:
  • oliwa z oliwek -25zł   - i tak ją kupuję do gotowania. Można użyć jakąkolowiek butelkę o ciekawym kształcie, nawet ta od najtańszego wina musującego ma fajny kształt, a w okresie sylwestrowym kosztuje ok. 6zł
  • farba w spreju - ok. 20zł w markecie budowlanym, została po innych projektach.



wtorek, 17 lutego 2015

Czas na posadzenie kwiatów

Już mamy połowę lutego. Jest to idealny czas na wysiew kwiatów, które będą zobiły mój balkon.
Nasiona zebrałam w zeszłym roku, jak poszczególne kwiaty przekwitały. Dlatego też jedyny koszt jaki ponoszę to zakup ziemi (2 zł za 10 litrowy worek).
Kwiaty, jak zwykle wysiałam do wytłoczek po jajkach:



Wytłoczki umieściłam w kuwecie od starej klatki po śwince morskiej.

A to moja ozdoba w kuchni:


Doniczka zrobiona jest ze starej butelki po napoju, nakrętki i oczek. Posadziłam w niej trawę dla kotów, która teraz wygląda jak włosy tej śmiesznej doniczki. Mała zadowolona, bo ma do jedzenia zieleninę. Ja zadowolona, bo Mała nie żre mi innych kwiatów. Potrfel zadowolony, bo nadal pełen - jedyny wydatek to zakup nasion trawy 2,5zł. 

I tak sobie myślę, że chyba wszystkie zioła (pietruszkę naciową, miętę i lubczyk) posadzę do takich doniczek. Będę zabawnie wygladać na parapecie w kuchni.

sobota, 14 lutego 2015

Dozowniki - mały gadżet, duże oszczędności

Wszyscy chcemy zaoszczędzić. Ja już od dawna szukam małych, sprytnych sposobów, aby jak najwięcej zostało mi w portfelu.
Genialnym rozwiązaniem okazało się zastosowanie dozowników do wszekliekgo rodzaju płynnej chemii.
Zastosowanie dozowników odkryłam, gdy zaczęłam używać mydłą w płynie. Dzięki zastosowaniu dozownika 5-cio litrowy baniak mydła wystarczył mi na rok. 
Teraz dozowniki używam do wszystkiego:

 

  • w kuchni do płynu do naczyń - to rozwiązanie jest sposobem na mojego męża; gdy mył naczynia namiętnie i w dużych ilościach używał płynu do naczyń (litrowa butelka starczała mi na miesiąc - teraz 5-cio litrowa starcza prawie na rok



  • w łazience do mydła w płynie, do szamponu, do płynu do higieny intymnej.

Osobną kwestią jest zakup dozowników.
Dozownik do kuchni kupiłam w jakimś markecie. Był w promocji, ale i tak kosztował sporo. W sklepach jest bogaty wybór dozowników, różnej maści - kolorów, wielkości i materiałów z jakich został wykonany. Cena też jest różna, ale nie mała.
Najtańszym rozwiązaniem jest zakup jakiegoś produktu z dozownikiem. Jest on niewiele droższy od produktu w opakowaniu bez dozownika. Jednakże ten z dozownikiem będziemy mogli dłużej używać (tak zrobiłam z pojemnikiem na mydło - używam go od ponad roku).

Dzięki dozownikom używam mniej tych środków, co wcale nie oznacza, że nie jest to wystarczająca ilość. Właśnie dzięki temu używam tylko tyle, ile naprawdę potrzeba. Zaś to skutkuje tym, że chemii starcza mi na dłużej, czyli rzadziej kupuję, mniej wydaję i więcej zostaje mi w portfelu.


niedziela, 8 lutego 2015

Przechowywanie klamerek - zrób to sam

Nasze mieszkania nie są duże. Nawet, jak ktoś mieszka w domu, to nie jest on z gumy i nie wszystko pomieści. Jednakże każda rzecz, jaka jest nam potrzebna, powinna mieć swoje miejsce.
 Jedną z bardziej kłopotliwych rzeczy do przechowywania są klamerki do prania. Zostawianie ich przyczepionych do linek suszarki nie jest praktyczne, gdyż przy wieszaniu prania trzeba je co i rusz przepinać. Zostawienie ich na balkonie, czy na dworzu powoduje, że przy mrozach plastik traci swoje właściwości i staje się kruchy, zaś te drewniane stają się oślizgłe i pleśnieją.

Ja swoje klamerki trzymałam w ten sposób:


Było to dla mnie najlepsze rozwiązanie, gdyż koszyczek jest esetyczny i dobrze wygląda w salonie, ale i łatwo jest go zabrać na balkon, gdzie też mam haczyk do jego zawieszenia.
Niestety mam tak dużo klamerek, że połowa nie mieściła się w koszyczku. Postanowiłam więc znaleźć im nowy dom. Ten znalazł się sam.
Kilka dni temu skończyło mi się mydło w płynie, które miałam w 5-cio litrowym baniaczku. Baniaczek wypłukany czekał na wyniesienie do piwnicy i swoje nowe przeznaczenie. I wtedy pomyślałam, że może przerobię go na pojemnik na klamerki.

Jak to zrobiłam?
Potrzebowałam:

 duży pusty pojemnik po mydle w płynie, płynie do naczyń, płynie do spryskiwaczy; marker; nożyczki; 

 markerem naarysowałam linie cięcia;

 nożyczkami wycięłam niepotrzebną część i papierem ściernym lekko przetarłam zadziory po nożyczkach; zmywaczem do paznokci zmyłam ślady markera

 dziurkę do zawieszenia zrobiłam rozgrzewając nad palnikiem stary metalowy wkład od długopisu (można też zrobić to rozgrzanym grubym drutem);

 aby było ładniej pomalowałam pojemnik na złoto farbą w spreju (można pomalować każdą inną farbą, obszyć materiałem, wykończyć szydełkiem, zrobić dekupaż)

 A tak wyglada powieszony i wypełniony mój pojemnik na klamerki. Jak widać na zdjęciu, pomimo wrzucenia do niego wszystkich klamerek, jest w nim jeszcze sporo miejsca. Najważniejsze dla mnie jest, że klamerki już się nie wysypują z pojemnika i wszystkie się w nim mieszczą i nie wiszą już na suszarkach.

Koszty: jak zwykle dla mnie zerowe - czysty recykling.




czwartek, 5 lutego 2015

Naprawa i przerabianie ubrań

Obecnie cena ubrań jest różna. Niektóre kosztują grosze, a na inne wydajemy majątek. Ich trwałość zależy od wielu czynników, a cena nie jest głónym wyznacznikiem trwałości i jakości.
W dawnych czasach (jeszcze jak ja byłam mała) umiejątność szycia i szycia na maszynie, czy wszelkich robótek na szydełku, czy drutach posiadały prawie wszystkie panie domu. W okresie, gdy dostanie czegokolwiek w sklepie graniczyło z cudem taka umiejętność była na wagę złota. Obecnie takie umiejętności nie są potrzebne.
Najczęsciej gdy rozpruł się szew, lub zrobiła mała dziurka z skarpecie wyrzuamy i kupujemy nowe. Jeśli dotyczy to takich rzeczy jak skarpetki, czy majtki, które kosztują niewiele, to jakoś tak nie szkoda wyrzucić. Ale gdy dotyczy to spodni, które kosztowały znacznie więcej? To już nie fajnie.
Znam osoby, dla których przyszucie zwykłego guzika, jest czymś niedoopanowania, nie mówiąc o czymś trudniejszym.
Przyznaję się, że skarpetki Małża, gdy są dziurawe wyrzucam. Jeszcze czasem moja mama, jak ma ochotę się pobawić to je ceruje. Najczęsciej po naprawie Małż ubiera je najwyżej dwa razy. Dlatego ja nawet nie próbuję. Ale całą resztę staram się naprawić. Jeśli sama tego nie robię, to proszę o to mamę. (Jak to dobrze mieć kogoś takiego.)

Ubrania niszczą się od prania i od zwykłego ich użytkowania. Rozprute szwy, czy odpadniecie guzika, jest czymś normalnym. Normalne są również przetarcia, które zdarzają się w różnych miejscach - łokcie, kolana, mankiety, kołnierzyki. U mnie newralgicznym miejscem najbardziej podatnym na przetarcia jest krok spodni. Jest to dla mnie najbardziej frustrujące. Ale niestety jestem gruba i mam taką budowę, że jest to nieuniknione Dlatego też wsszystkie spodnie prędzej, czy później mam w takim stanie.


Na zdjęciu widać już próbę ich reanimacji. Te już nie nadawały się do naprawy. Ale mam jeszcze jedne zniszczone w podobny sposób. Szkoda je wyrzucić, bo oprócz tego przetarcia są jeszcze dobre. Dlatego też wyciągnęłam i przeprosiłąm się z moją starą maszyną do szycia. Wycięłam z nnych spodni (takich do wyrzucenia) małe łatki i podszyłam nimi przetarcia.
A tak wyglądają spodnie po naprawie:


Po ubraniu ich na tyłek przeszycia są prawie niewidoczne. I teraz ponoszę je jeszcze trochę.

Jako nastolatka stare spodnie przerabiałam na torby, podobne do tej


(Chyba znowu będę musiała do tego wrócić.)
Sama też robiłam krótkie spodenki ze starych spodni. Po prostu obcinałam nogawki. 
Jak chciałam zmienić wygląd jakiegoś T-shirta to wyciągałam butelkę z chlorem (odbarwia tkaniny) - ostatnio zrobiłam tak z bawełnianymi spodniami (przez przypadek odbarwiły się w miejscu trudnym do ukrycia; włożyłam je na godzinę do wody z chlorem i wyprałam, aby pozbyć się zapachu chloru; spodnie zyskały inny kolor, a wcześniejsze wybarwienie stopiło się z resztą.
Można też zrobić odwrotnie, i białą koszulkę zabarwić farbami do tkanin lub też zrobić napisy markerami do tkanin.

A to dwie inspiracje na naprawę ubrań dziecięcych:



Inne pomysły na odnowienie lub naprawę ubrań:

  • naszywki na dziury
  • naklejki - naprasowanki na trudne do wybawienia plamy
  • doszycie koronki lub falbanki do przedłużenia spodni, spódnić, spodenek, rękawów, czy długości bluzek, sukienek.
  • wymiana zamka w kurtkach, spodniach spódnicach
Pomysłowe też są panie w ciąży, które chcą dopasować ubrania do nowego stanu, bez kupowania nowych ubrań. Rzecz dotyczy najczęściej spodni. Doszywane są specjalne paski, czy kliny, które łatwo później odpruć i przywrócić ubranie do wcześniejszego stanu.

Zatem, jeśli tylko posiadamy umiejętość szycia,( lub chcemy się jej nauczyć,) a chcemy zaoszczędzić to sami naprawiajmy i przerabiajmy swoje ubrania.
Jeśli nie posiadamy takich zdolności, to nawet oddanie do krawcowej spodni, które trzeba skrócić, czy wymienić zamek w kurtce, będzie nas kosztowało mniej niż zakup nowej rzeczy.

niedziela, 1 lutego 2015

Jak oszczędzam na wakacje?

Już mamy luty. Do wakacji coraz bliżej. Moje zeszłoroczne plany wakacyjne, o których pisałam tutaj, wzięły w łeb. Pod koniec zeszłego roku zawzięliśmy się jednak i postanowiliśmy, że w tym musimy pojechać na wakacje. Tym razem nie ważne gdzie pojedziemy. Po prostu mamy pojechać i już.
No i pojawiło się pytanie: skąd wziąć na to pieniądze?

Mamy skarbonki, o te:


Odkładamy do nich wszelkie drobne, jake mamy w portfelu. Postanowiliśmy ich zawartość przeznaczyć na wakacje. Od momentu tego postanowienia dorzucaliśmy także do nich "papierki".



Ale to nie wszystko.
Na wakacje przeznaczyliśmy także:
  • nagrodę świąteczną, jaką dostaliśmy w grudniu
  • moje zarobki z płatnych ankiet
  • opłaciliśmy abonament telewizyjny za cały rok, a różnicę za miesięczne opłacanie też dorzuciliśmy do skarbonki
  • zwrot  podatku
  • część nadpłaty za mieszkanie
  • drobne zaoszczędzone na kupowaniu w promocjach 

W chwili obecnej mamy już sporo zaoszczędzone, aby spokojnie wyjechać na kilka dni. Ale gdy będzie więcej, na więcej będziemy mogli sobie pozwolić na wyjeździe. Poza tym do wakacji jeszcze zostało kilka miesięcy, więc i jeszcze trochę do tej skarbonki wpadnie.




sobota, 31 stycznia 2015

Filiżanka kawy - zrób to sam (znowu)

Po porzednim poście znajomi zaczęłi mnie dopytywać dokłądnie jak to zrobić. Odsyłałam ich do tutoriali, z których sama korzystałam. Ale oni chcieli jeszcze raz. Ponieważ jedna z filiżanek wylądowała u Geny, miałam możliwość wykonania kolejnej filiżanki i zrobienie tego kursu.

Zatem jeszcze raz co potrzebujemy:

 zierna kawy (ok. 2 garści), kilka ziaren malujemy ma złoto;

 filiżankę ze spodeczkiem;

 łyżkę lub widelec wygięte w ten sposób, jak na zdjęciu;

 kilka lasek kleju na gorąco.

A teraz składamy wszystko do kupy:

 na początku do spodeczka przyklejamy łyżkę;


 jak klej zwiąże przyklejamy do górnej części łyżki filiżankę


 Otrzymujemy taką konstrukcję. Ta jest stabilna. (Moje poprzednie filiżanki nie były stabilne i potrzebowałam dodatkowej podstawk, do której przyklejałam gotowe filiżanki)

 Na denko filiżanki wylewamy trochę kleju

 i zasypujemy kawą, lekko ugniatając.

 Odwracamy konstrukcję i tył łyżki obklejamy dokłądnie ziarnami kawy.

 Następnie to samo robimy z przodem. 



 Na koniec wykańczamy ziarnami pomalowanymi na złoto.




 Tak wygląda gotowa filiżanka.



Poprzednie filiżanki nie kosztowały mnie nic. Tym razem poniosłam koszty. Musiałam kupić filiżankę (3zł w sklepie z rzeczami po 5zł) i łyżkę (1zł w tym samym sklepie).
Filiżanki można też kupić bardziej ozdobne na różnego rodzaju targach staroci i też nie kosztują wiele.
Czas wykonania ok. pół godziny (z czasem przeznaczonym na zastygniącie).