czwartek, 31 lipca 2014

Swornegacie

W tym roku trzeci raz spędzimy urlop w tej uroczej miejscowości pod Chojnicami. Pierwszy raz pojechaliśmy ot tak, bo znajomi mówili, ze tam fajnie. I się zakochaliśmy - także finansowo.
Noclegi. Mnóstwo kwater prywatnych w przystępnych cenach. My u naszej pani Lucyny płacimy 100 złotych za dobę za 3 osoby. Jest do duży pokój, z samodzielnym wejściem, łazienką i aneksem kuchennym. Internet, TV, parking, grill, trampolina dla dzieci, piaskownica, teren ogrodzony. Posiłki przygotowujemy sami, są sztućce, parę talerzy, czajnik elektryczny, kuchenka gazowa, lodówka, podstawowe przybory kuchenne. Na same obiady wydalibyśmy w knajpce ok 40 zł dziennie. Co ważniejsze, właścicielka jest świetną babką, do dogadania, nie wtrąca się, jest przesympatyczna i na luzie. W domku jest czysto i schludnie, co roku coś wymieniane - a to łóżka, a to okna...
Ceny atrakcji typu kajak czy rower wodny są niższe niż w większych miejscowościach. Nie ma tak automatów do gier czy tych głupich podajników - wrzucasz dwa zeta, dostajesz kulkę. Dziecko po prostu nie ma na co naciągać starych. Są dwie lodziarnie i trzy czy cztery miejsca, gdzie można zjeść. Wszystko świeże, a ceny nie z kosmosu. Żadnych dyskotek czy głośnych imprez. Przyjeżdżają tam głównie rodziny z dziećmi, więc nasz syn wiecznie ma się z kim bawić. Przestępczość nie istnieje. Co roku miekańcy i gmina inwestują w rozwój wsi - a to plac zabaw, a to remont nabrzeża. Kilka razy w tygodni atrakcje dla turystów-  koncerty w amfiteatrze czy zajęcia i pokazy w miejscowym Domu Rękodzieła Kaszubskiego. Większość za darmo, przychodzi się z dziećmi, na luzie, siada na trawie i słucha.
Przez tydzień upajamy się błogim spokojem, przyjeżdżając tam wchodzimy w powolny tryb innego świata. Kąpiemy się, spacerujemy, pływamy, łowimy ryby. Zawsze można pojechać do Chojnic czy Człuchowa na zakupy czy inne atrakcje - ZOO, aquapark, pozwiedzać.
Ech, jeszcze kilka dni. Polecam tą miejscowość z całego serca. W zeszłym roku mój mąż miał plan, żeby tam zamieszkać. Kto wie, może kiedyś. :)



środa, 30 lipca 2014

Pupil w domu, a oszczędzanie.

Nie będę tutaj mówić ile kosztuje utrzymanie w domu zwierzaka. Już wcześniej zrobili to inni blogerzy. I właśnie to zainspirowało mnie do tego posta.
Wyliczanie ile kosztuje np: wyprawka dla psa, czy kota, jedzenie, czy wizyty u weterynarza, jest jakby podsumowywać ile kosztuje nas utrzymanie dziecka. Tylko, czy zastanawiamy się ile będzie nas to dziecko kosztowało. Chcemy je mieć, bo jest to nasz potomek, nasza krew, nasze dziedzictwo. Dlaczego czegoś takiego nie robimy ze zwierzętami domowymi?
Ja od małego dziecka pamiętam, że zawsze w domu było jakieś zwierzę. A to chomik, a to mysz, czy świnka morska. Gdy byłam nastolatką pojawił się pies. Miała to być większa wprawka do odpowiedzialności za inną odczuwającą istotę. Nie interesowałam się wtedy, ile to kosztuje. Nawet teraz, gdy mam w domu dwa koty i czasem psa godzę się na ponoszenie wszelkich kosztów z tym związanych.

Każde zwierzę, jakie przygarniemy pod swój dach ma swoje specyficzne wymagania (klatka, akwarium, lampy, zabawki, jedzenie). Wiąże się to z określonymi kosztami. Ale wkurza mnie wyliczanie, że utrzymanie psa kosztuje tyle, a utrzymanie kota tyla, zaś chomika tylko tyle. Zatem jeśli chcemy zaoszczędzić to kupmy dziecku chomika, bo on kosztuje nas najmniej. Dzieciak natomiast nie cierpi chomików i chce mieć w domu papugę lub rybki. Jeżeli natomiast, zdecydowaliśmy się mieć w domu psa, i jest nam obojętne jakiej jest rasy, a przy okazji chcemy zaoszczędzić to możemy pokusić się o wyliczenie, ile nas będzie kosztowało utrzymanie małego yorka, a dużego doga lub wilczura. Wtedy wybierzmy mniejsze zwierzę, bo je mniej i taniej nas będzie kosztował zakup karmy.

Uważam, że osoby robiące takie wyliczenia tak naprawdę nie chcą mieć w domu żadnego zwierzaka, skoro koszty utrzymania stawiają na pierwszym miejscu.


wtorek, 29 lipca 2014

Skarbonka - atrybut każdego oszczędzającego

Jak najprościej nauczyć dziecko oszczędzania? 
Podarować mu skarbonkę.

Ale, czy to działa? Na mnie nie zadziałało. 
Już jako dziecko posiadałam kilka skarbonek.


Były bardzo podobne do tych na zdjęciach powyżej. Chyba każde dziecko w moim wieku posiadało takowe. Każde dziecko miało również coś takiego:


Pomimo "fachowego" wyposażenia nie posiadłam umiejętności oszczędzania. (Tej umiejętności się dopiero uczę.) 

Skarbonki podobały mi się zawsze. Była moda na coś takiego:




 Sama mam dwie kilka skarbonek


Niestety brak w nich było jakichkolwiek oszczędności. Dzięki możliwości wyjęcia z nich pieniędzy, były one szybko opróżniane. Jedyną funkcję, jaką pełniły to bycie ozdobą i "kurzołapem". Mam jednak do nich sentyment. Pies był pierwszą skarbonką, jaką kupiłam za pierwsze zarobione pieniądze. Oczywiście zakup, był poprzedzony mocnym postanowieniem oszczędzania. (Nigdy nie został zrealizowany). Świnia jest prezentem pod choinkę - i to nie dla mnie, tylko dla mamy. Zrobiona jest z wydrążonej łupiny orzecha kokosowego. Bardzo mi się podoba i dla tego dalej jest ze mną, ciągle zbierając kurz, a nie pieniądze.


Obecnie dostępne na rynku skarbonki są różne: cenowo, jakościowo, kolorystycznie. Dla każdego znajdzie się coś odpowiedniego:

karne puszki

liczące zawartość

ze śmiesznymi napisami, na co mają być przeznaczone oszczędności

  dla dzieci

i starszych.

Są nawet zestawy kreatywne dla dzieci:


Myślę, że jeśli już musimy kupić skarbonkę, to taki zestaw jest jak najbardziej odpowiedni. Dziecko samo ozdobi swoją skarbonkę i chętniej będzie tam wrzucało jakieś pieniądze.

Najlepszym jednak rozwiązaniem, jest samodzielne wykonanie skarbonki z tego co mamy w domu. Ja wykorzystałam słoiki po ogórkach:





One najbardziej motywują mnie do dodatkowych oszczędności. Zakrętka przyklejona jest klejem na gorąco i trzeba nieźle się namęczyć, aby je otworzyć. Oprócz tego, są one przeźroczyste i dokładnie widać, ile już odłożyłam.
Gena ma dzbanki, które służą jej za skarbonkę.
Poza tym internet jest pełen inspiracji z czego można zrobić skarbonkę i żeby nas to nic nie kosztowało (lub kosztowało jak najmniej).

Ostatnio w pobliskim mieście nadmorskim zachwyciłam się takim cudem:



Sprzedawca ma w swojej ofercie różne modele samochodów, o różnej wielkości. Za tym idą też różnice w cenie. Model pokazany na zdjęciu był w wersji XXXXXXXXL. Miał z pół metra długości. Wysoki na 30 cm, a szeroki na 20cm. Po prostu niesamowite cudo. Jego cena jednak powaliła - 700zł. 

Nie mówię, że ta skarbonka nie była warta swojej ceny. Chodzi mi o to, że skoro chcemy i zaczynamy oszczędzać to nie możemy tego zaczynać od wydawania pieniędzy właśnie na skarbonkę. Pomimo, że posiadałam skarbonki (zdjęcie wyżej), to swoje pierwsze oszczędności odłożyłam do własnoręcznie ozdobionej puszki po cukierkach, która wcześniej służyła za pojemnik na guziki.


Nadal służy ona jako skarbonka. Chomikuję w niej drobne "na wszelki wypadek". Jeśli ich nie wydam do końca miesiąca to lądują one w słoikach.


 

poniedziałek, 28 lipca 2014

System piatkowy

Mimo przetestowania kilkunastu metod odkładania pieniędzy na "coś", zachwyciła mnie ostatnio metoda piątkowa. Nie planowaliśmy w tym roku wakacji - wydatki znacznie wzrosły, dochody zmalały (zmiana pracy męża i mój macierzyński) o ok. 1000 zł miesięcznie. Nie nastrajało optymistycznie. W okolicach lutego zaczęłam odkładać pięciozłotówki. Większość zakupów robię za gotówkę, więc gdy tylko w portfelu znalazła się cała moneta pięciozłotowa - w domu wrzucałam ją do dzbanka. Czasem była to jedna dziennie, czasem trzy na tydzień - różnie.  Zasadą było tylko to, że musi być to cała, jedna moneta o nominale 5 PLN. W maju przeliczyłam pierwszy raz. Nie odczuwając braków finansowych uzbierało się przeszło 500 zł. Jak? Ot, kropelka do kropelki, albo cudowne rozmnożenie. Im  dzbanek robił się cięższy, tym większa motywacja do wrzucania, bo widziałam efekty, że coś rośnie, powiększa się. Jeśli odłożyłabym np. 200 złotych jednorazowo, w papierkach, w mojej głowie byłoby to już obciążenie, strata. 5 złotych to nie tak dużo, nie odbierałam tego jako coś, co straciłam. Szczerze - w ogóle tego nie zauważyłam.
Jest koniec lipca. Kolejne przeliczenie - ponad 1400 złotych. Za 2 tygodnie jedziemy na wakacje. Jak co roku do ulubionych Swornychgaci koło Chojnic. Dlaczego tam? Cisza, spokój, jeziora, niedaleko, niedrogo. Ale to już temat na inną historię.

sobota, 26 lipca 2014

Oszczędzanie jeszcze bardziej nudne niż u April

Podsumowując ponad rok nauki oszczędzania:
Nuuuuuuuuuuuuuuuudy...
Na początku wszystko było ekscytujące, nowe. Cieszyłam się z każdego dodatkowego grosika, uczyłam się kreatywnie myśleć o budżecie i finansach. Teraz weszło mi to w krew, niekontrolowanie... na wszystko starcza, a i oszczędności rosną. Paradoksalnie - na domowym budżecie uwiesił się dodatkowo kot i następne dziecko - a niczego jakoś nie brakuje. Owszem, mój mąż śmieje się, ze nie pamięta, kiedy ostatnio za coś zapłaciłam pełną cenę, ale robię to już niekontrolowanie. Nie muszę już pilnować się w sklepach, nauczyłam się realnie oceniać cenę towaru, jego przydatność itp. Nie tracę już pieniędzy na pierdoły.
W rok zmieniłam podejście do wydawania i gromadzenia. To dużo czy mało - nie wiem. Wiem, ze czuję się bezpieczniej, bo teraz nawet mając bardzo mało, wiem, ze dam sobie radę.

środa, 9 lipca 2014

Oszczędzanie jest ........... nudne.

Powoli zaczyna się sezon "ogórkowy". Nic się nie dzieje i wieje nudą. W "telewizorni" same powtórki i kłótnie z mównicy sejmowej, których nie mam zamiaru oglądać. Pracy w pracy duuuużo, a my mamy mało wolnego. Każdy wolny dzień poświęcamy na, jak najlepsze naładowanie wewnętrznych baterii.
W moich finansach również NUUUUUUUDA.
Po półtorej roku wyprowadzania finansów na prostą, stało się to po prostu nudne. Większość rachunków i oszczędności jest zautomatyzowana. Prowadzenie budżetu i spisywanie rachunków jest stałym rytuałem i nawykiem. Wyznaczone cele są powoli realizowane. Jest to długa i żmudna droga, która nie ma w sobie nic interesującego. W czasie wyprowadzania finansów na właściwą drogę, utraciłam gdzieś to podniecenie, które było na początku każdej odłożonej kwoty. Trochę smaczku pojawiło się na początku roku, kiedy założyliśmy skarbonkę "na wakacje". (Pisałam o tym w poście o planach wakacyjnych). Niestety życie brutalnie zweryfikowało nasze plany. Folder z szczegółami wyjazdu pozostał do zrealizowania w najbliższym możliwym czasie. Skarbonka, natomiast, zyskała nowe przeznaczenie. Teraz zbiera monety 10-cio i 20-to groszowe. Dołączyła do niej większa skarbonka na monety o wyższych nominałach. 

Pomimo tej stagnacji, jak żółw w bajce Ezopa, powoli dążę do wyznaczonego celu.

 

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Mniejsze rachunki za prąd

Od pół roku obserwuję niższe rachunki za prąd. Z początku myślałam, że jest to efekt dłuższego przebywania w pracy. Jednak oboje mieliśmy kilka dniu urlopu, do tego święta i zwiększone użycie elektrycznego piekarnika. A rachunki za prąd mam niższe o ok. 30 - 40zł. Zaczęło mnie to zastanawieć na tyle, że zaczęłam się przyglądać wszystkiemu co robię przy użyciu prądu. Moje zachowanie i zwyczaje nie zmieniły się w żaden sposób. Ze wszelkich urządzeń korzystamy  w podobnym stopniu jak wcześniej. W okresie świątecznym zwiększone było użytkowanie elektrycznego piekarnika. Byłam na dłuuugim zwolnieniu lekarskim i telewizor chodził od rana do nocy. W okresie okołoświątecznym była też u nas mama, co też miało wpływ na większe zużycie prądu. Po przeanalizowaniu wszystkiego nagle dotarło do mnie, co się zmieniło. A była to niewielka zmiana. Tą zmianą jest brak jednego z laptopów, który po długim okresie użytkowania odmówił dalszej współpracy.
Gdy to do mnie dotarło, nie bardzo mogłam uwierzyć, że taka niewielka zmiana ma aż taki wpływ na wysokość rachunku za prąd. Teraz poważnie zastanawiwm się, czy kupię dla siebe nowy laptop. Na razie uczymy się z Małżem korzystać z jednego urządzenia. Nie jest to łatwe zadanie, ale ćwiczymy się w lepszym rozumieniu swoich potrzeb w dostępie do sieci.