sobota, 17 sierpnia 2013

Biuro mojego małża

Odkąd wprowadziliśmy się do nowego mieszkania, co jakiś czas wracał temat miejsca do pracy dla małża. Kilka miesięcy temu wrócił do zawodu - jest  informatykiem - i nie miał za bardzo gdzie trzymać swoich śrubek, kabelków, części i innych dziwnych rzeczy. Potrzebował też miejsca do ustawiania aktualnie remontowanego sprzętu. Za blat dotychczas wystarczał mu niski stolik, ale tam zaczął buszować kot - miejscówka spalona. Jakiś czas temu myślałam nawet o szafie narożnej lub nie, z wysuwanym biurkiem, ale zajmuje to to mnóstwo miejsca.
Stary scenariusz - posiedziałam, podumałam, popatrzyłam... Mamy takie fajne zabudowanie pod parapetem. Niepozorne, ale pojemne.


Zestaw młodego  skauta: wkrętarka, wiertarka, 3 zawiasy, listwa drewniana, parę śrub. 

Nawet małż musiał się dobrze przyjrzeć, żeby dostrzec, co się  zmieniło.
Noga jest ze stabilizatorem ruchomym - nie trzeba jej nawet ustawiać idealnie pionowo. Obciążenie blatu to jakieś 15 kilogramów przynajmniej. Efekt: Małż przeszczęśliwy, bo ma miejsce do pracy i na swoje skarby. Ja szczęśliwa, bo marudzenie się skończyło, biuro jest, a jakby go nie było. Kot nie wlezie, przed dziećmi zabezpieczone. Koło okna, to i widok przy pracy ładny. Lewe skrzydło obok stołu jest otwierane normalnie, 3 półki i kilka koszyków na razie starczy.



1 komentarz: