piątek, 12 kwietnia 2013

Ogarnia mnie rozpacz

Każdy, kto posiada zwierzę w domu wie, że to radość i obowiązki. Do tego, gdy się ma wrednych sąsiadów, to jeszcze kłopoty.
Moim sąsiadom, od kiedy się wprowadziłam nie podobało się to, że mam psa. Pies miał już swoje lata i niestety nie mógł się przystosować do nowego otoczenia. Oznajmiał to głośnym wyciem. Psiak wrócił do "swojego" domu - przygarnęła go mama. Pomyśleliśmy z Małżem o szczeniaku - i tak pojawiła "Słonia". Sonia jest dużym psem i ciężkim. Sąsiadom zaś nie podobało się to, że chodząc po podłodze drapie i im przeszkadza. Zwrócili mi na to uwagę coś koło pólnocy. (Jak się domyślacie pies na pewno był "cicho".)
No i wczoraj dostałam wezanie na policję w sprawie psa: że przeszkadza, że chodzi, że szczeka, że żyje i jest u nas.
Przepłakałam pół nocy. Obdzwoniłam wszystkich znajomych szukając nowego domu dla "Słonia". Jeśli nie znajdę go w ciągu weekendu, muszę oddać ją do schroniska. A to jest ostateczność. Ale nie mam innego wyjścia. Każdy, kto ma upierdliwego sąsiada wie, jak to jest. Ja nie mam ochoty na kolegium.
Życzę im wszystkiego, co najgrorsze.
Jutro idę zaopatrzyć się w trepy i uprzykrzę im trochę życie. (W granicach prawa i rozsądku.)
Tylko psa mi żal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz