Jestem osobą, która waży więcej niż powinna. Kilka lat temu ważyłam jeszcze więcej. No i wtedy postanowiłam, że schudnę. Tak też się stało. W ciągu roku zrzuciłam 50kg. Sukces ogromny. Zadowolenie z nowego wyglądu jeszcze większe.
Ale w pewnym momencie pojawia się frustracja - nie mam co na siebie włożyć. Dosłownie. Każdy założony ciuch wygląda, jak na strachu na wróble. Trzeba więc kupić nowe. (Na początku miesiąca kupiłam nową parę spodni, a w następnym miesiącu spadała z tyłka, i znowu trzeba było kupić nowe.)
Problemu nie ma, gdy kupimy jedną parę spodni, czy kilka koszulek w mniejszym rozmiarze. Niestety wymiana całej "szafy", to już są ogromne koszty. Od bielizny osobistej, po kurtkę - na wszystkie pory roku. To jest koszmar. Jedynymi rzeczami, których nie było potrzeby wymienić to skarpetki i buty.
Wszystkie korzyści, jakie mamy po zrzuceniu wagi, są pokrywane ciemnymi chmurami kosztów ponoszonymi w związku ze zmianami. Napięty bużdżet trudno znosi takie wydatki. Są one niezbędne, chociaż znaczne.
O sukcesie w odchudzaniu będzie można powiedzieć, gdy osiągniemy nasz wymarzony rozmiar, ale nasz portfel nadal pozostanie gruby i tłuściutki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz