czwartek, 21 lutego 2013

Podatek od marzeń.

W poprzednim poście Gena opisała naszą metodę na grę w lotto. Wcześniej grałam częściej. Do pewnego momentu.
Kiedy kilka lat temu, gdy po praz pierwszy w lotto zaczeły być duże kumulacje wygranych, grałam namiętnie. Kupony wysyłałam przynajmniej raz w tygodniu. Nastało lato, pierwsza bajecznie duża kumulacja (coś ok.25 000 000zł), do tego Loteriada. Loteriada polegała na wysyłaniu kodów z zawartych wcześniej zakładów w innych grach. No to sobie pomyślałam: jak w tottka nie wygram to może w loteriadzie się uda. No i kupowałam kolejne zakłady, a kupony trzymałam na kupce. Trafiła się jakaś "trójeczka" i kupowałąm kolejne zakłady za całą wygraną sumę. "Szóstki" nie trafiłam. Loteriada się skończyła, a ja zostałam ze sporą kupką makulatury. Z ciekawości policzyłam wartość tych wszystkich kuponów. Aż włos zjeżył mi się na głowie - 200zł. W niecałe dwa miesiące przepuściłam na marzenia sporą sumę. Na szczęście wtedy byłam sama, bez Małża i bez kredytu i mogłam sobie pozwolić na trochę finansowego szaleństwa.
Dzięki temu doświadczeniu uzmysłowiłam sobie, jak wielkie pieniądze wyrzucane są w błoto. Od tamtej pory przestałam grać. Czasem jednak nachodzi mnie chętka, aby zagrać (przy dużych kumulacjach - te najbardziej pobudzają wyobraźnię). Wtedy daję sumę na zakład Genie. Potem okazuje się, że jednak wygrałam. Ja dalej miałam swoje 3zł, a większość graczy została z bezwatrościową makulaturą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz