sobota, 16 lutego 2013

Historia o okruszkach


\W grudniu postanowiłam sprawdzić, ile można zaoszczędzić na promocjach. To był wstęp do rewolucji w wydawaniu pieniędzy.
Zasady: kupowałam to, co potrzebne - artykuły spożywcze itp, według listy. Promocja miała być niespodzianką - jeśli udało mi się to kupić po przecenie - bardzo miło, jeśli nie - to nie, trudno. np. śmietana do czegoś tam do obiadu na dziś normalnie kosztuje 1,89. W koszu z przecenami znalazłam tą samą, ale za 1,20 - miała ważność jeszcze 2 dni. Ponieważ wiedziałam, ze zaraz ją zużyję - kupiłam. A do dzbanka wrzuciłam 69 groszy. Żeby mieć lepszą motywację - ustaliliśmy z małżem, że za zaoszczędzone środki kupimy dywan.
69 groszy nie pieniądz? Przez miesiąc uzbieraliśmy prawie 300 złotych. Fakt, biorę poprawkę na to, ze to przed świętami, że więcej sie kupuje (Wigilia na 12 osób!), że promocje... Efekt jednak został osiągnięty, bez straty ani jednego składnika, za to ze sporym zyskiem. I dywanem.
Rekordem oszczędzania w ten sposó był zakup mleka modyfikowanego dla dziecka. Normalnie kosztuje ok. 15 zł za karton, czasem 13,99.  Tymczasem robiąc zakupy w Stokrotce, na półce z przecenami, wystawiono je z ceną 10,49 za karton. Szybka kalkulacja, błyskawiczne zgarnięcie wszystkich kartonów (sztuk 7). Data ważności  lipiec 2013 (kto ma dzieci to wie - do tego czasu to już dawno się zapomni, gdzie i za ile się kupiło, a na pewno się nie zmarnuje).
Kalkulacja: 13,99x7=97,93. 10,49x7=73,23. I do dzbanka - na czysto 24,70. Wiem, wiem - kwestia mojego szczęścia, za to zadowolona byłam z siebie przynajmniej za 50 zeta.
Podsumowując - ta metoda uczy szukania, kombinowania. Nie sprzyja jednak kontrolowaniu, łatwo wyjść poza widełki. Każda promocja wydaje się być okazją do zaoszczędzenia, a nie zawsze tak jest, bo w ten sposób można kupować wiele rzeczy zbędnych. Na początek mi wystarczyła, by przekonać się, czy warto pokusić się na przeceny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz