wtorek, 29 lipca 2014

Skarbonka - atrybut każdego oszczędzającego

Jak najprościej nauczyć dziecko oszczędzania? 
Podarować mu skarbonkę.

Ale, czy to działa? Na mnie nie zadziałało. 
Już jako dziecko posiadałam kilka skarbonek.


Były bardzo podobne do tych na zdjęciach powyżej. Chyba każde dziecko w moim wieku posiadało takowe. Każde dziecko miało również coś takiego:


Pomimo "fachowego" wyposażenia nie posiadłam umiejętności oszczędzania. (Tej umiejętności się dopiero uczę.) 

Skarbonki podobały mi się zawsze. Była moda na coś takiego:




 Sama mam dwie kilka skarbonek


Niestety brak w nich było jakichkolwiek oszczędności. Dzięki możliwości wyjęcia z nich pieniędzy, były one szybko opróżniane. Jedyną funkcję, jaką pełniły to bycie ozdobą i "kurzołapem". Mam jednak do nich sentyment. Pies był pierwszą skarbonką, jaką kupiłam za pierwsze zarobione pieniądze. Oczywiście zakup, był poprzedzony mocnym postanowieniem oszczędzania. (Nigdy nie został zrealizowany). Świnia jest prezentem pod choinkę - i to nie dla mnie, tylko dla mamy. Zrobiona jest z wydrążonej łupiny orzecha kokosowego. Bardzo mi się podoba i dla tego dalej jest ze mną, ciągle zbierając kurz, a nie pieniądze.


Obecnie dostępne na rynku skarbonki są różne: cenowo, jakościowo, kolorystycznie. Dla każdego znajdzie się coś odpowiedniego:

karne puszki

liczące zawartość

ze śmiesznymi napisami, na co mają być przeznaczone oszczędności

  dla dzieci

i starszych.

Są nawet zestawy kreatywne dla dzieci:


Myślę, że jeśli już musimy kupić skarbonkę, to taki zestaw jest jak najbardziej odpowiedni. Dziecko samo ozdobi swoją skarbonkę i chętniej będzie tam wrzucało jakieś pieniądze.

Najlepszym jednak rozwiązaniem, jest samodzielne wykonanie skarbonki z tego co mamy w domu. Ja wykorzystałam słoiki po ogórkach:





One najbardziej motywują mnie do dodatkowych oszczędności. Zakrętka przyklejona jest klejem na gorąco i trzeba nieźle się namęczyć, aby je otworzyć. Oprócz tego, są one przeźroczyste i dokładnie widać, ile już odłożyłam.
Gena ma dzbanki, które służą jej za skarbonkę.
Poza tym internet jest pełen inspiracji z czego można zrobić skarbonkę i żeby nas to nic nie kosztowało (lub kosztowało jak najmniej).

Ostatnio w pobliskim mieście nadmorskim zachwyciłam się takim cudem:



Sprzedawca ma w swojej ofercie różne modele samochodów, o różnej wielkości. Za tym idą też różnice w cenie. Model pokazany na zdjęciu był w wersji XXXXXXXXL. Miał z pół metra długości. Wysoki na 30 cm, a szeroki na 20cm. Po prostu niesamowite cudo. Jego cena jednak powaliła - 700zł. 

Nie mówię, że ta skarbonka nie była warta swojej ceny. Chodzi mi o to, że skoro chcemy i zaczynamy oszczędzać to nie możemy tego zaczynać od wydawania pieniędzy właśnie na skarbonkę. Pomimo, że posiadałam skarbonki (zdjęcie wyżej), to swoje pierwsze oszczędności odłożyłam do własnoręcznie ozdobionej puszki po cukierkach, która wcześniej służyła za pojemnik na guziki.


Nadal służy ona jako skarbonka. Chomikuję w niej drobne "na wszelki wypadek". Jeśli ich nie wydam do końca miesiąca to lądują one w słoikach.


 

poniedziałek, 28 lipca 2014

System piatkowy

Mimo przetestowania kilkunastu metod odkładania pieniędzy na "coś", zachwyciła mnie ostatnio metoda piątkowa. Nie planowaliśmy w tym roku wakacji - wydatki znacznie wzrosły, dochody zmalały (zmiana pracy męża i mój macierzyński) o ok. 1000 zł miesięcznie. Nie nastrajało optymistycznie. W okolicach lutego zaczęłam odkładać pięciozłotówki. Większość zakupów robię za gotówkę, więc gdy tylko w portfelu znalazła się cała moneta pięciozłotowa - w domu wrzucałam ją do dzbanka. Czasem była to jedna dziennie, czasem trzy na tydzień - różnie.  Zasadą było tylko to, że musi być to cała, jedna moneta o nominale 5 PLN. W maju przeliczyłam pierwszy raz. Nie odczuwając braków finansowych uzbierało się przeszło 500 zł. Jak? Ot, kropelka do kropelki, albo cudowne rozmnożenie. Im  dzbanek robił się cięższy, tym większa motywacja do wrzucania, bo widziałam efekty, że coś rośnie, powiększa się. Jeśli odłożyłabym np. 200 złotych jednorazowo, w papierkach, w mojej głowie byłoby to już obciążenie, strata. 5 złotych to nie tak dużo, nie odbierałam tego jako coś, co straciłam. Szczerze - w ogóle tego nie zauważyłam.
Jest koniec lipca. Kolejne przeliczenie - ponad 1400 złotych. Za 2 tygodnie jedziemy na wakacje. Jak co roku do ulubionych Swornychgaci koło Chojnic. Dlaczego tam? Cisza, spokój, jeziora, niedaleko, niedrogo. Ale to już temat na inną historię.

sobota, 26 lipca 2014

Oszczędzanie jeszcze bardziej nudne niż u April

Podsumowując ponad rok nauki oszczędzania:
Nuuuuuuuuuuuuuuuudy...
Na początku wszystko było ekscytujące, nowe. Cieszyłam się z każdego dodatkowego grosika, uczyłam się kreatywnie myśleć o budżecie i finansach. Teraz weszło mi to w krew, niekontrolowanie... na wszystko starcza, a i oszczędności rosną. Paradoksalnie - na domowym budżecie uwiesił się dodatkowo kot i następne dziecko - a niczego jakoś nie brakuje. Owszem, mój mąż śmieje się, ze nie pamięta, kiedy ostatnio za coś zapłaciłam pełną cenę, ale robię to już niekontrolowanie. Nie muszę już pilnować się w sklepach, nauczyłam się realnie oceniać cenę towaru, jego przydatność itp. Nie tracę już pieniędzy na pierdoły.
W rok zmieniłam podejście do wydawania i gromadzenia. To dużo czy mało - nie wiem. Wiem, ze czuję się bezpieczniej, bo teraz nawet mając bardzo mało, wiem, ze dam sobie radę.

środa, 9 lipca 2014

Oszczędzanie jest ........... nudne.

Powoli zaczyna się sezon "ogórkowy". Nic się nie dzieje i wieje nudą. W "telewizorni" same powtórki i kłótnie z mównicy sejmowej, których nie mam zamiaru oglądać. Pracy w pracy duuuużo, a my mamy mało wolnego. Każdy wolny dzień poświęcamy na, jak najlepsze naładowanie wewnętrznych baterii.
W moich finansach również NUUUUUUUDA.
Po półtorej roku wyprowadzania finansów na prostą, stało się to po prostu nudne. Większość rachunków i oszczędności jest zautomatyzowana. Prowadzenie budżetu i spisywanie rachunków jest stałym rytuałem i nawykiem. Wyznaczone cele są powoli realizowane. Jest to długa i żmudna droga, która nie ma w sobie nic interesującego. W czasie wyprowadzania finansów na właściwą drogę, utraciłam gdzieś to podniecenie, które było na początku każdej odłożonej kwoty. Trochę smaczku pojawiło się na początku roku, kiedy założyliśmy skarbonkę "na wakacje". (Pisałam o tym w poście o planach wakacyjnych). Niestety życie brutalnie zweryfikowało nasze plany. Folder z szczegółami wyjazdu pozostał do zrealizowania w najbliższym możliwym czasie. Skarbonka, natomiast, zyskała nowe przeznaczenie. Teraz zbiera monety 10-cio i 20-to groszowe. Dołączyła do niej większa skarbonka na monety o wyższych nominałach. 

Pomimo tej stagnacji, jak żółw w bajce Ezopa, powoli dążę do wyznaczonego celu.

 

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Mniejsze rachunki za prąd

Od pół roku obserwuję niższe rachunki za prąd. Z początku myślałam, że jest to efekt dłuższego przebywania w pracy. Jednak oboje mieliśmy kilka dniu urlopu, do tego święta i zwiększone użycie elektrycznego piekarnika. A rachunki za prąd mam niższe o ok. 30 - 40zł. Zaczęło mnie to zastanawieć na tyle, że zaczęłam się przyglądać wszystkiemu co robię przy użyciu prądu. Moje zachowanie i zwyczaje nie zmieniły się w żaden sposób. Ze wszelkich urządzeń korzystamy  w podobnym stopniu jak wcześniej. W okresie świątecznym zwiększone było użytkowanie elektrycznego piekarnika. Byłam na dłuuugim zwolnieniu lekarskim i telewizor chodził od rana do nocy. W okresie okołoświątecznym była też u nas mama, co też miało wpływ na większe zużycie prądu. Po przeanalizowaniu wszystkiego nagle dotarło do mnie, co się zmieniło. A była to niewielka zmiana. Tą zmianą jest brak jednego z laptopów, który po długim okresie użytkowania odmówił dalszej współpracy.
Gdy to do mnie dotarło, nie bardzo mogłam uwierzyć, że taka niewielka zmiana ma aż taki wpływ na wysokość rachunku za prąd. Teraz poważnie zastanawiwm się, czy kupię dla siebe nowy laptop. Na razie uczymy się z Małżem korzystać z jednego urządzenia. Nie jest to łatwe zadanie, ale ćwiczymy się w lepszym rozumieniu swoich potrzeb w dostępie do sieci.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Darmowe karnety na koncert - czyli pracodawca znowu mnie zaskoczyl

Od kilku tygodni w pracy porozwieszane sa plakaty promujace impreze - Wielkie grillowanie- czy jakos tak.
Impreza ta jest rowniez promowana w lokalnych mediach. Moj zaklad pracy wezmie udzial w czesci konkursowej. Z tej okazji zakupil dla swoich pracownikow karnety na dwudniowe koncerty, ktore sa impreza towarzyszaca piknikowi. Ilosc karnetow byla ograniczona. Jednakze ich ilosc pozwolila kazdemu chetnemu na skorzystanie z tej oferty.
Zatem, w najblizszy weekend bede sie bawic na dwoch koncertach, ktore oplacil mi pracodawca. Do tego beda kielbaski z grilla i rybka, jakies napoje (w tym piwko). Moim jedynym kosztem jest dojazd.
Dlaczego nie bylo duzo chetnych do skorzystania z oferty?
Bilety sa imienne - to po pierwsze. Jak ktos nie pracuje z malzonkiem lub partnerem, to na impreze musialby isc sam, ewentualnie dokupic bilet.
Po drugie, jest to po Bozym Ciele, i zapowiada sie dlugi weekend. Wiele osob porobilo juz na ten czas inne plany i nie chcialo ich zmieniac.


Pracodawca znowu mnie pozytywnie zaskoczyl, a ja skorzytam z tej oferty, placac tylko za dojazd.

wtorek, 3 czerwca 2014

Darmowa rozrywka dla dzieci z okazji ich święta

Pierwszego czerwca obchodziliśmy Dzień Dziecka. Sama dzieci nie mam, ale obserwowałam jakie darmowe atrakcje zostały dla nich przygotowane. Okazało się, że całkiem sporo tego było w ciągu minionego weekendu. Sami z Małżem skorzystaliśmy. W sąsiedniej gminie od miesiąca trwa święto tej gminy i w ostatni weekend przygotowano m.in. występ znanego satyryka, na który się wybraliśmy. W mojej miejscowości też był festyn rodzinny. W trzech najbliżej położonych miastach (wszystkie położone ok.30km od mojej miejscowości) przygotowano dla dzieci wiele różnych atrakcji. Po prostu było w czym wybierać i przebierać. Jeśli skorzystalibyśmy z atrakcji poza naszą miejscowością, to jest to tylko koszt dojazdu.

Jak już pisałam wcześniej, na rozrywkę nie musimy wydawać dużych pieniędzy. Czasem jest to tylko koszt dojazdu.