niedziela, 31 sierpnia 2014

Sezon grzybowy

Sezon na grzyby w mojej okolicy rozpoczął się dwa tygodnie temu. Jak co roku pojechaliśmy zebrać trochę runa leśnego. Po ususzeniu, przez następny rok, będziemy cieszyć się smakiem i aromatem suszonych grzybów.
Po dwóch wyprawach mam już ususzone pół 5-cio litrowego słoika. Planujemy jeszcze ze dwie wyprawy.

Tak Mała sprawdzała, czy grzyby dobrze si ususzyły.


środa, 27 sierpnia 2014

Proszek do prania - zrób to sam

Na wielu blogach, głównie zagranicznych, o oszczędzaniu czytałam, aby domowe środki czystości wykonać samemu. Do domowego odświeżacza przekonałam się najszybciej. Ocet i soda też szybko zagościły w moim domu. Do octu, jako płyn do płukania trochę trwało zanim się przekonałam. Ale było warto.
Najwięcej dobrego słyszałam o domowym proszku do prania - że tani, że wydajny, że skuteczny. Niestety na polskim rynku jest problem z dostępem do składników. Są one dostępne tylko w sieci. Ale coraz więcej internetowych sklepów z ekologicznymi produktami ma potrzebne składniki w swojej ofercie. Na kilku znalazłam nawet kilka fajnych promocji. Koszty przesyłki też do przełknięcia.

Zatem co potrzebujemy do naszego domowego proszku do prania:

125g boraksu,

125g sody kalcynowanej, inaczej zwanej piorącą (nie mylić z sodą oczyszczoną, to są dwa inne produkty chemiczne),

130/150 g mydła naturalnego, szarego startego na tarce lub taka sama ilość płatków mydlanych.

Wszystkie składniki dobrze razem wymieszać. Na jedno pranie używamy JEDNĄ!!!!!! łyżkę stołową naszego proszku.  Jeśli rzeczy są bardzo mocno brudne dajemy dwie łyżki. Podana wyżej proporcja starcza na ok. 45 prań.


Ja zrobiłam proszek z całego kilograma sody i boraksu. Do tego potrzebowałam 6-ciu 200g kostek mydła. Na zdjęciu poniżej mój proszek do prania.


Wnioski po pierwszym praniu. Sypiemy naprawdę malutko na jedno pranie. Małż, jak zobaczył ile się go sypie, zrobił wielkie oczy i spytał zdziwiony: tylko tyle? Faktycznie dopiera nawet mocno zabrudzone rzeczy.

Jakie są koszty?
Za sodę i boraks kupione w promocji zapłaciłam 10zł + 8zł kosztów przesyłki. 6 kostek mydła to koszt 12zł. czyli za całość zapłaciłam 30zł. Czyli coś koło tego ile kosztuje zwykły proszek w promocji.
Jednak jeśli policzymy ile mamy porcji prania z tej ilości to wychodzi nam tak:
z kilograma boraksu i sody mamy 8 porcji proszku do prania, każda z nich starcza nam na ok.45 prań,
czyli 8*45= 360 prań. Zatem nastawiając pralkę codziennie na jedno pranie to nasz proszek wystarcza nam na prawie rok. Ja zwykły kupuję trzy/cztery razy do roku za podobną cenę. Czyli faktycznie jedno pranie jest dużo tańsze niż ze zwykłego proszku do prania.


Jeszcze jedna uwaga.
Jeśli zdecydujemy na się na domowy proszek do prania, to musimy uważać na gotowe płyny do płukania tkanin i wybielacze, czy odplamiacze. Należy przed ich użyciem sprawdzić, czy nie spowodują niepożądanych reakcji chemicznych. Dlatego też zaleca się naturalne metody: zmiękczania tkanin - ocet i olejek zapachowy, i wybielania - 4g kwasku cytrynowego rozpuszczonego w szklance wody lub woda utleniona.


niedziela, 17 sierpnia 2014

Pudełka po lodach mogą się jeszcze przydać

Już od dawna stosuję zasadę:  zanim wyrzucisz - sprawdź, czy ci się nie przyda.
Najczęściej w ponownym użyciu są u mnie pudełka po lodach, słoiki i puszki.
(O ponownym wykorzystaniu słoików pisałam we wcześniejszych postach.)

Pudełka po lodach służą mi do:

przechowywania dodatkowych porcji obiadowych w zamrażalniku.
W takim pudełku zabieram też drugie śniadanie lub jakąś sałatkę do pracy.

Wczoraj skusiłam się na promocję lodów. (Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina). Lody kosztowały niedrogo i były marki znanej firmy produkującej napoje. Kupiłam dwa opakowania. (moja jeszcze większa wina). Niestety lody Małżowi niesmakowały. Ja jestem lodożercą, i nawet dla mnie nie były zbyt smaczne. Jakież było moje pozytywne zaskoczenie po otworzeniu opakowania. Lody były w małych pojemniczkach. 

(W pojemniczkach są jeszcze lody)

 A takie pojemniczki dokładnie wiem do czego można wykorzystać.

Po wyjedzeniu zawartości i umyciu można było dalej z nimi pracować.

Resztki papierów skrapowych przycięłam do odpowiedniej wielkości i przykleiłam do wieczka.

Tutaj już gotowe pojemniczki.

Pojemniczki z zawartością.

Dołu pudełek nie oklejałam, aby można było bez otwierania widzieć jego zawartość.

Czas pracy 5 minut. Koszty 0zł. Wykorzystałam to, co miałam pod ręką. 
Teraz jest to jeszcze miłe dla oka.

Po dłuższym zastanowieniu i analizie korzyści z tej promocji stwierdzam: 1. Gdyby nie promocja to tych lodów nigdy bym nie kupiła. 2. Ale dzięki tej promocji zyskałam 8 pojemniczków do przechowywania za ułamek ceny. (Kiedyś kupiłam w promocji podobne pudełka i kosztowały one dużo więcej niż to co zapłaciłam za tą ilość lodów).
Zatem i tak wychodzi na plus.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Za błędy się płaci

Niestety. Tak już na tym świecie jest, że za błędy trzeba płacić. Cena jest różna. Czasem są to pieniądze, a niekiedy straty moralne.
Tydzień temu Małż musiał zapłacić za drobny błąd.
Jechaliśmy do Gdańska na Jarmark Dominikański. Zajeżdżaliśmy jeszcze po Mamę. Gdy już byliśmy poza miastem, Małż mocniej docisnął pedał gazu...... A za zakrętem stali.......
Radar pokazał przekroczenie prędkości o 20km. Miało nas to kosztować 200zł. Dzięki mamie tylko 100zł. Do tego jeszcze punkty karne. Jest możliwe, że jeszcze w Wejherowie radar strzelił nam piękną fotkę, bo błyskał na potęgę. Niestety na tę fotkę (albo i nie, nie wiemy) poczekamy trochę. 
Sytuacja była dla nas na tyle absurdalna, ponieważ Małża bardzo trudno skłonić do tego, aby przyspieszył. Zimą potrafi jechać 50km/h. 
Wniosek jest tylko jeden  - jeśli nie chcemy rozstawać się z ciężko zarobionymi pieniędzmi za tak głupią rzecz, to przestrzegajmy przepisów i norm, jakie obowiązują nas w otaczającym świecie.

piątek, 1 sierpnia 2014

Na mydle też można zaoszczędzić

Na zwykłym mydle też można zaoszczędzić. I nie mówię o zaprzestaniu mycia się. Przecież nie o to chodzi. 
W otaczającym nas świecie jest tyle chemii, że staram się ograniczyć ją w swoim domu do niezbędnego minimum. Dlatego w użyciu jest ciągle soda, ocet, i olejki zapachowe. 
Przeszło pół roku temu postanowiłam zrezygnować ze wszelkich płynów do kąpieli i zastąpić je mydłem w płynie. Kupiłam wtedy małe opakowanie mydła w płynie z dozownikiem.

Kupiłam je, aby mieć dozownik. Robiąc zakupy w hurtowni kupiłam również duże opakowanie mydła.

W podobnym baniaku, jak na zdjęciu powyżej. Nie było to mydło ani najtańsze, ani najdroższe. Cena za jeden litr i tak była dużo niższa, niż takiego samego produktu w zwykłym sklepie.

Do umycia się wystarczą dwa naciśnięcia dozownika i rozprowadzenie mydła na gąbce. Używam go również do kąpieli w wannie, pod prysznicem, do prania, do mycia podłóg. Słowem do wszystkiego do czego potrzebuję, a zawartość opakowania jest jeszcze w połowie pełna. Jak zwróciłam na to uwagę, byłam zaskoczona tym faktem. Małż był jeszcze bardziej zdziwiony ode mnie.

Zatem nawet kupując zwykłe mydło, może się okazać, że zaoszczędziliśmy sporo grosza.


 

czwartek, 31 lipca 2014

Swornegacie

W tym roku trzeci raz spędzimy urlop w tej uroczej miejscowości pod Chojnicami. Pierwszy raz pojechaliśmy ot tak, bo znajomi mówili, ze tam fajnie. I się zakochaliśmy - także finansowo.
Noclegi. Mnóstwo kwater prywatnych w przystępnych cenach. My u naszej pani Lucyny płacimy 100 złotych za dobę za 3 osoby. Jest do duży pokój, z samodzielnym wejściem, łazienką i aneksem kuchennym. Internet, TV, parking, grill, trampolina dla dzieci, piaskownica, teren ogrodzony. Posiłki przygotowujemy sami, są sztućce, parę talerzy, czajnik elektryczny, kuchenka gazowa, lodówka, podstawowe przybory kuchenne. Na same obiady wydalibyśmy w knajpce ok 40 zł dziennie. Co ważniejsze, właścicielka jest świetną babką, do dogadania, nie wtrąca się, jest przesympatyczna i na luzie. W domku jest czysto i schludnie, co roku coś wymieniane - a to łóżka, a to okna...
Ceny atrakcji typu kajak czy rower wodny są niższe niż w większych miejscowościach. Nie ma tak automatów do gier czy tych głupich podajników - wrzucasz dwa zeta, dostajesz kulkę. Dziecko po prostu nie ma na co naciągać starych. Są dwie lodziarnie i trzy czy cztery miejsca, gdzie można zjeść. Wszystko świeże, a ceny nie z kosmosu. Żadnych dyskotek czy głośnych imprez. Przyjeżdżają tam głównie rodziny z dziećmi, więc nasz syn wiecznie ma się z kim bawić. Przestępczość nie istnieje. Co roku miekańcy i gmina inwestują w rozwój wsi - a to plac zabaw, a to remont nabrzeża. Kilka razy w tygodni atrakcje dla turystów-  koncerty w amfiteatrze czy zajęcia i pokazy w miejscowym Domu Rękodzieła Kaszubskiego. Większość za darmo, przychodzi się z dziećmi, na luzie, siada na trawie i słucha.
Przez tydzień upajamy się błogim spokojem, przyjeżdżając tam wchodzimy w powolny tryb innego świata. Kąpiemy się, spacerujemy, pływamy, łowimy ryby. Zawsze można pojechać do Chojnic czy Człuchowa na zakupy czy inne atrakcje - ZOO, aquapark, pozwiedzać.
Ech, jeszcze kilka dni. Polecam tą miejscowość z całego serca. W zeszłym roku mój mąż miał plan, żeby tam zamieszkać. Kto wie, może kiedyś. :)



środa, 30 lipca 2014

Pupil w domu, a oszczędzanie.

Nie będę tutaj mówić ile kosztuje utrzymanie w domu zwierzaka. Już wcześniej zrobili to inni blogerzy. I właśnie to zainspirowało mnie do tego posta.
Wyliczanie ile kosztuje np: wyprawka dla psa, czy kota, jedzenie, czy wizyty u weterynarza, jest jakby podsumowywać ile kosztuje nas utrzymanie dziecka. Tylko, czy zastanawiamy się ile będzie nas to dziecko kosztowało. Chcemy je mieć, bo jest to nasz potomek, nasza krew, nasze dziedzictwo. Dlaczego czegoś takiego nie robimy ze zwierzętami domowymi?
Ja od małego dziecka pamiętam, że zawsze w domu było jakieś zwierzę. A to chomik, a to mysz, czy świnka morska. Gdy byłam nastolatką pojawił się pies. Miała to być większa wprawka do odpowiedzialności za inną odczuwającą istotę. Nie interesowałam się wtedy, ile to kosztuje. Nawet teraz, gdy mam w domu dwa koty i czasem psa godzę się na ponoszenie wszelkich kosztów z tym związanych.

Każde zwierzę, jakie przygarniemy pod swój dach ma swoje specyficzne wymagania (klatka, akwarium, lampy, zabawki, jedzenie). Wiąże się to z określonymi kosztami. Ale wkurza mnie wyliczanie, że utrzymanie psa kosztuje tyle, a utrzymanie kota tyla, zaś chomika tylko tyle. Zatem jeśli chcemy zaoszczędzić to kupmy dziecku chomika, bo on kosztuje nas najmniej. Dzieciak natomiast nie cierpi chomików i chce mieć w domu papugę lub rybki. Jeżeli natomiast, zdecydowaliśmy się mieć w domu psa, i jest nam obojętne jakiej jest rasy, a przy okazji chcemy zaoszczędzić to możemy pokusić się o wyliczenie, ile nas będzie kosztowało utrzymanie małego yorka, a dużego doga lub wilczura. Wtedy wybierzmy mniejsze zwierzę, bo je mniej i taniej nas będzie kosztował zakup karmy.

Uważam, że osoby robiące takie wyliczenia tak naprawdę nie chcą mieć w domu żadnego zwierzaka, skoro koszty utrzymania stawiają na pierwszym miejscu.