niedziela, 18 października 2015

Odnowienie lampki za mniej niż 10 zł - zrób to sam

Miałam sobie starą, PRL-owską lampkę, która kiedyś stanowiła komplet z żyrandolem. Żyrandola dawno, dawno nie ma, ale lampka przetrwala do zeszłego tygodnia. Sprzątając niechcący stłukłam abażur. To on stanowił o jej wyjątkowości. No i w salonie zbrakło mi czegoś, co by rozświetliło ciemności, a jednocześnie dawało przytłumione światło.
Wyciągnęłam więc lampkę, którą kiedyś dostałm (nawte nie wiem od kogo). Lampka, jak lampka. Tylko ten paskudny kolor, który do niczego mi nie pasował. Ale cóż?
Postawiłam ją w salonie i tak wygladała:


W końcu w dzień wolny od pracy postanowiłam trochę ją przerobić.

Co potrzebowałam?

 starą lampkę, którą będę odnawiać

 jak widać na zdjęciu, abażur jest czymś pochlapany

 kawałek koronki (obwód abażuru na górze i na dole)

 klej na gorąco

 farba akrylowa (ja użyłam farby akrylowej, która została mi po odnowieniu kuchennych szafek)

 dziurkacz kaletniczy i ćwieki

 tak wyglada ćwiek - jest to niby gwoździk, którego nóżki zbudowane są z cienkich blaszek; nóżką po rozdzieleniu i rozpłaszczeniu mocuje się do ozdabaniych przedmiotów.

A teraz po kolei, jak przerobiłam swojego szkaradka:

Najpierw umyłam z kurzu i poczekałam aż wyschnie. 
Następnie:

 pomalowałam podstawę lampki

 pomalowałam abażur

 tutaj Kota leży obok mnie

 tak wygląda lampka po pierwszym malowaniu.

Okazało się, że musiałam malować aż trzy razy.

 tutaj po ostatnim malowaniu

 pomimo trzykrotnego malowania, są pozostałości po poprzednim wcieleniu. Jak widać lampka była malowana farbami, które nadały jej wypukłą strukturę.

Po całkowitym wyschnięciu farby można było zabrać się za ozdabianie.

 najpierw ozdobiłam górną krawędź, a potem dolną krawędź abażuru. Nakładałam na brzeg klej na gorąco

 następnie przykleiłam koronkę

 tak wygląda lampka po przyklejeniu koronki. 

 I w sumie na tym można by zakończyć ozdabianie. Też ładnie wyglada. Ale ja chciałam jej nadać smaczku.

 W tym celu ołówkiem zaznaczyłam miejsca w których zamocuję złote ćwieki


 dziurkaczem kaletniczym w zaznaczonych wcześniej miejscach zrobiłam dziurki. (dziurki można też zrobić ostrym czubkiem nożyczek, lub gwoździem)

 tak wygląda podziurawiony abażur od środka,

 a tak od zewnątrz

 w każdej dziurce umieszczam po jednym ćwieku

 tak to wygląda od środka 

 tutaj jeszcze przed odgięciem nóżek

 tutaj już po odgięciu nóżek ćwieków

 a tak wygląda środek abażura po skończonej pracy

 tak wyglada z zewnątrz.

 Tutaj już skończona lampka

 Po ustawieniu w salonie na jej właściwym miejscu

 Aż miło popatrzeć na nową/starą lampkę.

Czas na koszty:
  • koronka - mnie nie kosztowała nic - dostałam od mamy dawno temu, w pasmanterii metr koronki można już dostać za 2,5zł,
  • ćwieki - 1zł / 30szt - kupiłam w promocji w Auchan w wakacje, oczywiście kupiłam większą ich ilość
  • farba - została po odnowieniu mebli, i jeszcze posłuży do kilku projektów.



poniedziałek, 12 października 2015

Słodkie "grzyby"? - to możliwe i smaczne

Sezon grzybowy powoli się kończy. Poranne przymrozki kończą zbiory. Mam nadzieję, że w spiżarni macie wystarczający ich zapas? Ja mam.
Ale dawno temu w środku zimy byłam poczęstowana słodkimi grzybami. A dokładniej ciastkami, które wyglądały, jak grzyby. Swoim wyglądem pzypominały podgrzybki. Do tego były bardzo smaczne. Co ciekawe przepis jest banalny i wbrew pozorom nie taki pracochłonny na jaki wyglada.
Koszt ich wykonania też nie będzie ciążył nam na kieszeni, za to jaki mamy efekt...

Jak je zrobić?

Potrzebujemy:

  • ciasto:
 500g mąki, kostka margaryny, 250 ml kwaśnej śmietany. 

  • krem:
 pół litra mleka, krem karpatkowy (ja daję dwa budynie kupione w Lidlu), pół kostki margaryny, cukier, jeśli do zrobienia weżmiemy budyń

  • polewa i nóżki:
 polewa: dwie tabliczki gorzkiej czekolady, mały kubeczek śmietany 30%; nóżki: dwie łyżki maku, 1 białko 




Ze składników na ciasto zagniatamy kruche ciasto. Po zagnieceniu wkładany na ok. 2 godziny do lodówki. W tym czasie gotujemy krem i zostawiamy do ostygnięcia. Gdy ostygnie ucieramy pół kostki margaryny i stopniowo dodajemy ugotowany budyń. Odstawiamy do lodówki.
Ostudzone ciasto rozwałkowujemy na cienki placek i wykrawamy z niego szklanką krążki. W połowie z nich robimy kieliszkiem dziurki. Całymi krążkami obklejamy foremki do babeczek - od wierzchu. Krążki z dziurką układamy na pergaminie. Z reszty ciasta formujemy wałeczki - tyle ile pełnych krążków. Jeden koniec wałeczka maczam najpierw w białku, a następnie w maku.

Tak wygląda ciasto gotowe do pieczenia:

 kapelusze,

 spody,

 nóżki.

Pieczemy ok. 20 minut w 180 stopniach. Nóżki pieczemy 5 minut dłużej, gdyż są one grubsze.

Tak wygląda nasze ciasto po upieczeniu:





W czasie, gdy ciasto się piecze robimy polewę czekoladową. Do rondelka wlewam mały kubeczek śmietany kremówki i wrzucam połamane dwie tabliczki gorzkiej czekolady. Pogrzewam tylko do momentu, aż czekolada się rozpuści. Cały czas mieszamy. Dla zaostrzenia smaku można dodać szczyptę papryczki chili lub sól morską gruboziarnistą. Ja dodałam tylko trochę cynamonu.

Polewą oblewam wszystkie kapelusze:

 i zostawiam do całkowitego ostudzenia.

Dopiero, jak ostygnie polewa na kapeluszach napełniam korpusy kremem i składam ciastka do "kupy".

 do kapelusza wkłądam łyżkę kremu

 przykrywam spodem

 wkładam nóżkę

 i gotowy grzybek.

 A tak prezentuje się mój cały zbiór.

 Z tej ilości ciasta zrobimy ok. 20 grzybków.

A teraz koszty:

Składniki nie są drogie. Mąka, mleko, śmietana, margaryna,czy budyń mam zawsze w domu. Są to produkty, których używam często, więc zawsze staram się je mieć w kuchni.
Jedynie dokupowałam mak i śmietanę kremówkę. Czekoladę przyniósł mąż, jako kompensum regeneracyjne dla honorowego dawcy krwii.

Czas przygotowania ok. 2,5 godziny. Jeśli dobrze się zorganizujemy to mniej. Ja czas przygotowania skracam wkłądając ciast na pół godziny do zamrażalnika.

Czas jedzenia - chwila.

Smacznego.

niedziela, 4 października 2015

Jak oszczędziłam na telewizji?

Jak najprościej oszczędzić na telewizji?

Nie kupować telewizora. Tak zrobiła Gena, gdy przeprowadziła się na "swoje".

Ja, jak przeprowadzałam się na "swoje", przeprowadzałam się z mamą (która była po wypadku i miała złamaną nogę), dla której jedyną rozrywką było oglądanie telewizji. Wtedy nie było jeszcze telewizji naziemnej, a dostępna oferta była bardzo uboga.
Miałam kilka wyjść z sytuacji:

  • pozostać przy tym co jest dostępne
  • wykupić jakiś abonament telewizji cyfrowej
  • kupić tzw. telewizję na kartę.
Warunkiem było oczywiście, jak najtańsze rozwiązanie z korzystną ofertą programową.

Zakup abonamentu telewizji cyfrowej nie wchodził w grę. Nie chciałam się wiązać abonamentem z drogim usługodawcą, z którego pełnej oferty i tak nie będę korzystać. Pozozstanie przy dostępnej telewizji  - no ośmielę się stwierdzić to śmieszne "trzy kanały na krzyż", też nie wchodziło w grę.
Zatem pozostawała tylko telewizja na kartę. Plusem było to, że miałam już zamontowaną antenę satelitarną.

 tak wygląda opakowanie takiej "telewizji"

Zakup dekodera nie kosztował dużo, zaś abonamnet to tylko 16zł miesięcznie - czyli taniocha. Oferta programowa, może nie powalała, ale było to co oglądaliśmy.

Jednak po pięciu latach jednak coś zaczęło się psuć.

Obecnie mamy dostęp do atrakcyjnej oferty programowej naziemnej telewizji cyfrowej w ramach "państwowego" abonamentu telewizyjnego. Oferta ta ma się coraz lepiej i coraz więcej kanałów jest w ten sposób dostępna.
Gdy tylko pojawił się do niej dostęp myślałam o zmianie. Jednak musiałabym kupić telewizor, który by tę telewizję odbierał. Wtedy za duży wydatek. Więc dalej trwałam przy swojej telewizji na kartę. 
Telewizor się zepsuł i kupiłam nowy. Mimo to, dalej była telewizja na kartę.

Zmieniło się to jakiś tydzień temu, kiedy okazało się, że dwa moje ulubione kanały przestały być dostępne. 
Poprosiłam Małża o poprzełączanie kabli telewizyjnych (teraz w ścianie mam wielką dziurę, bo kabel był przełożony przez ścianę). Małż oczywiście marudził (i dalej marudzi, bo nie ma jednego swojego kanału), ale popodłączał kable na nowo.

Teraz cieszę się nowymi kanałami telewizyjnymi, które wcześniej nie były dla mnie dostępne. Fakt straciłam kilka innych.

Najważniejszą jednak zmianą jest to, że co miesiąc zostaje mi w portfelu dodatkowe 16zł. Niby niewiele, ale w skali roku to prawie 200zł, a to już sporo.


niedziela, 27 września 2015

Jesienne reperowanie finansów - zbiór grzybów i innych darów natury

Już chyba to kiedyś pisałam, ale jesień jest dobrym okresem, aby podreperować domowy budżet. Po sierpniowo - wrześniowych wydatkach na szkołę, lub tak po prostu - "bo brakuje", w tym okresie możemy troche dorobić. Zbiór grzybów jest całkiem opłacalny, a jeśli ktoś to lubi, to jest to czysta przyjemność.

Budżet można ratować również czerwcowo-lipcowym zbiorem jagód. Fakt jest to bardziej męczące, od zbioru grzybów, ale nie mniej opłacalne.

Ja na szczęście zbieram grzyby tylko dla przyjemności i na własne potrzeby kulinarne, ale znam wiele osób, które w ten sposób utrzymują rodziny.

A to okazy upolowane aparatem:



 A tu Małż coś znalazł.



wtorek, 15 września 2015

Zupa dyniowa na ostro

Sezon dyniowy uważam za rozpozęty.

Dynie (dwie) kupiłam już jakiś czas temu. Jedna służy do ozdoby salonu:


Druga właśnie gotuje się w garnku.

Przepis na tę zupę znalazłam dawno, dawno temu. Moja mama zbierała przepisy tzw. pocztówkowe.

 tutaj tylko fragment zebranej kolekcji.

Pocztówki te są fantastyczne. Zawierają przepisy, które są proste w wykonaniu, a potrawy nie kosztują zbyt wiele. Sądząc z fotografii potraw, to królowały one w PRL-owskich lokalach gastronomicznych. Najważniejsze jest, że ciągle z tych przepisów korzystam.

A teraz do rzeczy. Jak ugotować zupę dyniową na ostro?

Lista składników:

 75 dag dyni pokrojonej w sporą kostkę,

 1 duża papryka czerwona pokrojona w kostkę

 1 duża cebula pokrojona w kostkę

 1 1/2 litra rosołu (ja używam bulionu z kostek, dodaję po jednej kostce rosołu wołowego, drobiowego i warzywnego)

 1/2 szklanki opłukanego ryżu

 2 łyżki ostrego ketchupu

 1/2 szklanki śmietany

 2 łyżki oliwy z oliwek lub oleju

 1 łyżka słodkiej czerwonej papryki, 1 łyżeczka pieprzu (ja daję ziołowy), sól do smaku.

A teraz po kolei:

 w sporym garnku rozgrzewamy oliwę

 dodajemy cebulę i ją szklimy

 dodajemy paprykę i trochę ją podsmażamy

 dodajemy ryż

 całość podsmażamy dopóki ryż nie zrobi się lekko żółty

 dodajemy dynię,

 dodajemy przyprawy i mieszamy dokładnie całość, podsmażamy aż dynia lekko zmięknie

 na koniec dolewamy rosól i mieszamy

 gotujemy 20 minut na małym ogniu, dopóki ryż nie zmięknie.

 na koniec doprawiamy dwoma łyżkami ketchupu

 i śmietaną

 A tak wygląda zupa podana  na talerzu.

Zupę możemy podawać z grzankami z żółtym serem lub samą. 
Czas przygotowania ok. 40 minut.

Zupa nie kosztuje dużo. 
W jesienne wieczory świetnie rozgrzewa. 
Życzę smacznego.