piątek, 6 grudnia 2013

Jak pracodawca dba o moje oszczędności

Od pierwszeg grudnia w firmie, gdzie pracuję zaczął się tak zwany "sezon". Jest to okres, kiedy realizowanych jest najwięcej zamówień. Wiąże się to z potrzebą zwiększenia produkcji. Aby to zrobić, szefowie najpierw zwiększyli zatrudnienie, zaś od grudnia wydłużyli wszystkim pracownikom czas pracy. Tak więc od grudnia pracujemy więcej dni w tygodniu (trzy dni pracy, jeden dzień odpoczynku), oraz dłużej przebywamy w pracy (13 godzin).
A jak pracodawca dba o moje oszczędności? Pracując w ten sposób w domu przebywamy bardzo krótko (kilka godzin snu) - oszczędzamy na mediach. Pracodaca zapewnia nam dwa posiłki, więc oszczędzamy też na jedzeniu - rano śniadanie, a do pracy tylko po kanapce.
Pomimo tych oszczędności, które w skali miesiąca są znaczne, jest mi bardzo przykro, że w ten sposób mój pracodawca "dba" o swoich pracowników. Wolałabym, nie mieć tylu pieniędzy w portfelu, ale mieć czas dla Małża i na odpoczynek. Tym bardziej to doskwiera, że jest to okres przedświąteczny i brak jest czasu na przygotowania do świąt. Dzień wolnego "na odpoczynek", tak naprawdę jest zapełniony do granic możliwości i tego odpoczynku jest niewiele lub wcale.
Jak mawiamy teraz  pracy - byle przeżyć do świąt -  a potem będzie lepiej.

niedziela, 1 grudnia 2013

Miejski przewoźnik nie zwasze jest najtańszy

Mieszkam na wsi. Jednak przeszło 30 lat swojego życia mieszkałam w mieście położonym kilkanaście kilometrów od morza. Miasto jest dobrze skomunikoane z tą miejscowością nadmorską. Obecnie trasę obsługuje czterech niezależnych przewoźników. Po wycofaniu się  z obsługi trasy przez miejskiego przewoźnika, w trosce o własne interesy ułożyli wspólny rozkład jazdy na tę trasę. Ceny biletów ustalane są niezależnie przez każdego przewoźnika. Różnice w cenie są niewielkie i wynoszą ok. 1zł (tak było kiedyś; dawno nie jeździłam tymi liniami, ale nie sądzę, aby coś w tej sprawie się zmieniło).
Z ich usług mogą skorzystać również pasażerowie poruszający się "po mieście". Warunkiem jest zakup biletu bezpośrednio w autobusie. Bilety miejskiego przewoźnika rozprowadzane są w wielu różnych punktach miasta. Czasem zdażało mi się skorzystać z takiej opcji. Ceny przejazdu mieli wtedy ustalone na poziomie miejskiego przewoźnika lub parę groszy więcej.

Wczoraj razem z Małżem byłam zmuszona do skorzystania z komunikacji miejskiej. Był już późny wieczór, więc bilet musiałabym kupić u kierowcy. Spieszyłam się na autobus do domu, a na piechotę bym nie zdążyła (następny autobus był za godzinę i nie uśmiechało mi się czekać na zimnie i deszczu). Pierwszym autobusem jaki podjechał był przewoźnik jadący nad morze. Wsiedliśmy. Jakie było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że cena biletu jest niższa o 50gr od miejskiego przewoźnika. W naszym przypadku to złotówka taniej.

Zazwyczaj jest tak, że miejski przewoźnik jest zarazem najtańszy. Ale gdy ktoś nie ma wykupionego biletu miesięcznego i nie korzysta ze zniżek, powinen zastanowić się nad skorzystaniem z usług innego przewoźnika. Warunkiem jest oczywiście to, że odpowiada nam  trasa jego przejazdu.

Ja się nad tą opcją na pewno zastanowię, gdy następnym razem będę musiała poruszać się po mieście autobusem.

niedziela, 24 listopada 2013

Ocet, jako płyn do płukania tkanin

W sobotę wróciłam do domu od mamy. Miałam do ogarnięcia mieszkanie i jeszcze kilka innych rzeczy do zrobienia. Zanim się nie obejrzałam było koło 15-tej. A jeszcze pranie było do nastawienia. Zerkam do flaszki z płynem do płukania, a tam - pusto. Sklep otworzą dopiero w poniedziałek. Jechać do innego sklepu kilkadziesiąt kilometrów - żart. Postanowiłam spróbować octu. Czytałam w wielu źródłach, że ocet świetnie nadaje się do płukania takanin, jednocześnie chroni pralkę przed szkodliwym działaniem twardej wody. Zatem wlałam pł szklanki octu, tam, gdzie wlewa się płyn do płukania. Dodałam jeszcze z 10 kropli olejku lawendowego i włączyłam maszynę.
Efekt: zadowalający. Prania nie czuć octem. Olejek nadał praniu przyjemny i delikatny zapach lawendy, który długo trzymał się prania. Ubrania nie są może tak mięciutkie, jak po płukaniu w "normalnym" płynie, ale może być.
W przyszłości może całkowicie nie zrezygnuję z płynu do płukania tkanin, ale pościel, czy ręczniki będę płukać octem.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Bez budżetu się nie da...

Po raz kolejny boleśnie przekonałam się, jak ważne jest stworzenie budżetu jakiegoś projektu. Tym razem chodzi o budżet na remont.
Wcześniej, jak robiłam jakiś remoncik, szłam do sklepu, kupowałm co było potrzebne i robiłam remont. Potem nadrabiałam braki w budżecie tnąc inne koszty.
Tym razem do remontu salonu przygotowywałam się od kilku miesięcy. Była promocja na farbę, której chciałam użyć - kupiłam. W planach był remont podłogi, więc sprawdziłam ceny, wyliczyłam ile czego potrzebuję, odłożyłam pieniądze i jak zebrałam określoną kwotę - kupiłam. Zabrałam się za remont, no i ....
Okazało się, że stan podłogi wymaga dodatkowych nakładów. Znowu obliczyłam ile czego mogę potrzebować, sprawdziłam ceny, odłożyłam i kupiłam.
Remont "cykałam" na raty, w dniach wolnych od pracy. W międzyczasie zmieniła mi się koncepcja ostatecznego wyglądu i kolejne koszty. Przy okazji remontu może wymienimy żyrandol, bo i tak był do wymiany, może jeszcze to, może tamto. W ten sposób koszty zaczęły rosnąć.
Pomimo wcześniejszych przygotowań i tak ledwo zmieściłam się w budżecie.
Aby temu zapobiec, przy następnym remoncie koniecznie muszę najpierw ustalić budżet i go spisać. A co najważniejsze dobrze zaplanować całość remontu, czyli jakie prace mają być wykonane i dopasować do tego koszty. A jeśli coś się w miedzy czasie zmieni, skorygować budżet. Na koniec do budżetu dodać jeszcze 10% założonej kwoty, na nieprzewidziane wypadki. Prace remontowe zacząć dopiero wtedy kiedy, już wszystko jest przygotowane i skończyć jak najszybciej, aby nie zmieniły się plany.


niedziela, 17 listopada 2013

Nowy portfel

Stanowczo nie powinnam mieć dużo czasu na myślenie. Wtedy za dużo przychodzi mi do głowy - nie zawsze pożytecznych rzeczy.

W związku ze zmianą sposobu budżetowania zrobiłam koperty (o których pisałam już wcześniej). Wczoraj miałam chwilkę czasu i poczytałam w necie, zwłaszcza na stronach amerykańskich, o kopertowym systemie budżetowania. No i wzięło mnie.
W Stanach Zjednoczonych ten system budżetowania jest bardzo rozpowszechniony, dlatego też można kupić portfele dostosowane do tego systemu.Jednakże, oszczędne amerykańskie blogerki najczęściej same robią sobie takie portfele. Najczęściej są one szyte z materiału z kieszonkami/kopertami zapinanymi na zamek. Ale są i mieszane: papierowe kopety połączone z materiałowym lub nawet skórzanym portfelem.



Pod wpływem tej lektury postanowiłam, że też zrobię sobie taki portfel. Ponieważ nie mam kolorowych materiałów, do tego potrzebowałabym jeszcze maszyny do szycia, mój wybór padł na filc. Filc mam i mogę go zszyć ręcznie.
Kilka godzin pracy. Zastanawianie się, jak to będzie ostatecznie wyglądało, jak dociąć filc i od czego zacząć. Potem cięcie, sklejanie, szycie. Ostatecznie wyszło to:



Portfel ma kieszonki na katy płatnicze, jest miejsce na długopis i ma jeszcze kilka innych kieszonek. Koperty są wyjmowane, aby można było je wymienić, gdy się zniszczą.



Koperty zrobiłam według tego schematu:
 
z papieru do scrapbookingu i usztywniłam je kawałkiem kolorowego bloku technicznego.
Portfel zapinany jest na rzep.

Jego wielkość jest podobna do poprzednika, czyli jest spory. Jednakże mi to nie przeszkadza.


sobota, 16 listopada 2013

Mój finansowy segregator

Po roku pracy nad własnymi finansami doszłam do natępujących wniosków.
Po pierwsze dotychczasowe prowadzenie budżetu w zeszycie nie jest dla mnie wystarczające. Jest on dla mnie zbyt mało czytelny. Pliki exela w komputerze są bardziej przejrzyste i lepiej mi się z nimi pracuje. Dlatego postanowiłam stworzyć i wydrukować odpowiednie tabelki ze stanem moich finansów.
Po drugie. Musiałam zmodyfikować kategorie budżetu. Teraz lepiej odpowiadają one strukturze ponoszonych przeze mnie wydatków.

Segregator posiadam jeszcze z czasów szkoły średniej, podobnie jak koszulki na dokumenty. Na początku jest jedna koszulka z "pisadłami", kalkulatorem i pendrivem.
Całość podzielona jest na dwie części. Pierwsza to zestawienia roczne, oszczędności, projekty.
 Druga, to budżet i wydatki na każdy miesiąc roku.


Na początku są ważne daty i roczne zestawienie wydatków ponoszonych okresowo (podatek za garaż, OC, czy przegląd samochodu)

Następnie karta wydatków ponoszonych na mieszkanie, z dodatkową tabelą na rozliczenie zużycia wody (wodę rozliczam co miesiąc, sama spisuję stan liczników i przekazuję do spłdzielni).

Kolejne karty to stan konta oszczędnościowego i projekt 30zł na tydzień (zlecenie stałe w banku)

Na poszczególne miesiące mam przygotowane karty budżetu:
i wydatków:



Długów w chwili obecnej nie mam, ale jestem przygotowana i na tę ewentualność.

Na samym końcu mam formularz jadłospisu z miejscem na listę zakupów.
Z jadłospisem najczęściej jest tak, że zapominam go wydrukować. Ale i tak rysuję taką tabelkę ręcznie i wieszam  kuchni


piątek, 15 listopada 2013

Moje koperty

W poprzednim poście napisałam, że od nowego roku przechodzę całkowicie na system kopertowy. Do tego celu zrobiłam sobie własne koperty.
O właśnie te:


Są one wykonane z papieru do scrapbookingu. Jest on grubszy od zwykłego bloku technicznego. Ale i z niego mona je zrobić. Można też użyć zwykłych kopert, tych w których wysyłamy listy. Jednakże, ja chciałam aby posłużyły mi one dłużej. Poza tym wielkość dopasowałam do swojego portfela.