czwartek, 6 października 2016

Poszłam na wojnę i wytoczyłam ciężkie działa - moja walka z karaluchami

Na pewno wiecie kto to jest KARALUCH?


Tak to ON.
Ten na zdjęciu powyżej.

Zawsze sądziłam, że mnie ten problem dotyczyć nie będzie. Nidgy ich w domu nie miałam.
Owszem wiem jak wyglądają i miałam z nimi doczynienia, kiedyś w pracy. Błeeee! Ochydztwo!
Mój wujek, mieszkający w Stolicy, prowadzi z nimi wojnę od nie wiem jak długiego czasu. Niestety tę wojnę wygrywają karaluchy.

Niestety problem pojawił się u mnie.
Na początku były to sporadyczne pojawienia się tych obrzydliwych stworzeń w toalecie. Każde zauważenie osobnika tego gatunku, kończyło sie jego śmiercią.
Oprócz brutalnej siły (i czegoś czym zabijałam paskudę) używałam boraksu do ich zwalczenia.



Rozpuszczałam łyżkę boraksu w szklance wody, dodawałąm kilka kropel olejku lawendowego, mieszałam i przelewałam do butelki ze spryskiwaczem. Tą miksturą spryskiwałąm całą rurę odpływową od toalety. To było jedyne miejsce skąd mogły przyjść.

I to działało.

Niedawno mama powiedziała mi, że u niej pojawiły się karaluchy.
Zgłosiła sprawę w spółdzielni. W sklepie zaopatrzyła się w broń:


Na razie daje radę. Ale u niej problem jest duży, bo mieszka w wieżowcu. Wtedy problem dotyczy każdego mieszkańca.

Dwa tygodnie temu, na tablicy ogłoszeń w klatce przeczytałam ogłoszenie, że piwnice były pryskane na obecność karaluchów.
Od tej pory uważniej obserwowałąm łazienkę, bo wcześniej były tylko tam.
Nie wyobrażacie sobie, jaki przeżyłąm szok, gdy skubańca zobaczyłam na blacie w kuchni.
Oczywiście zginął śmiercią "męczeńską". Ja tym razem wyciągnęałam ciężkie działa.

Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było gruntowne posprzątanie kuchni: poodsuwanie dolnych szafek, lodówki, kuchenki. Do mycia uzyłam płynu zrobionego z octu, sody oczyszczonej i boraksu. Pod lodówką, w pobliżu kuchenki i przy ścianie, gdzie kończy się rura odpływowa od zlewu wyłożyłam pułapki, o takie:


Kratki wentylacyjne i komin, gdzie mam wodomierze dokładnie spryskałam tym:




Kolejną rzeczą, jaką robię jest chowanie wszelkiego jedzenia do lodówki lub szczelnych pojemników - to dotyczy głównie jedzenia kotów.

Na razie walkę wygrywam.


Ps.
W poście nie reklamuję przedstawionych produktów chemicznych. Są to środki, które kupiłam ja lub moja mama, aby zwalczyć karaluchy. Innych w danym sklepie nie było. Dlatego wybór padłe na te, przedstawione w poście.


2 komentarze:

  1. Pułapki niestety działają jak wabik i przechodzą z kratek wentylacyjnych albo od sąsiada. Albo spod listewek wychodzą. Najbardziej lubią ciepłe i wilgotne miejsce(pod lodówką i tak jak mówiłaś-w toalecie). Lubią chodzic gdy jest ciemno,często nawet nie wiemy że mamy karaluchy. Tak było u mnie w pracy. Pracowałam na dużej hali w sklepie.Sklep z zamkniętymi produktami,jedynymi okruchami były ewentualne okruszki od mojej kanapki. Raz znalazłam karalucha(a raczej prusaka,bo karaluchy chodzą w poziomie i są czasne,a prusaki są bordowe i łażą też po ścianie) za szafką,raz za zlewem. Gdy wyłożyłam pułapki-nagle zrobiło się ich mnóstwo w pułapce. kiedyś rano weszłam po ciemku do sklepu. gdy zapaliłam światło,zauważyłam chmarę uciekającą pod szafkę. szybkie to i cwane!Karaluchy swobodnie przechodzą do 16 metrów! Skuteczny jest boraks,ale w połączeniu z jedzeniem np. ziemniakiem. Takie drobinki zanoszą do gniazda swojego gdzie trują inne karaluchy. życzę Ci powodzenia,mnie przerażało,że mogę przynieść coś takiego do domu w swojej torebce...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tak miałam w pierwszej swojej pracy. Dlatego doskonale zdaję sobie sprawę jakie to jest obżydlistwo. Dlatego też wydałam im wojnę totalną. Każda metoda jest dobra, jeśli mi i moim zwierzakom nie wyrządzi krzywdy, ale zginę te paskudy

    OdpowiedzUsuń