O właśnie taki owoc, jak na zdjęciu powyżej.
Ponieważ miałam potrzebę zjedzenia tego owocu, kupiłam kilka sztuk. Po zjedzeniu zostały pestki. Tak sobie pomyślałam - co mi szkodzi spróbowac zasadzic to awokado. Albo wyrośnie - albo nie. Pestkę i tak bym wyrzuciła.
Zatem wbiłam trzy wykałaczki w pestkę, tak aby po zawieszeniu pestki na słoiku, ta była cały czas zanurzona w wodzie.
Gdy na łodyżce były już trzy komplety liści, delikatnie rozłupałam pestkę, aby wyjąc roślinkę i wsadziłam ją do ziemi. Teraz sobie ładnie rośnie na parapecie.
Niestety "kotecek" lubi młode listki i trochę mi ponadgryzał roślinkę. Na szczęście ta rośnie dalej.
Może owoców awokado nie wyhoduję, ale za to mam ciekawą roślinę na parapecie. Nie kosztowała mnie nic. Kosztu zakupu owocu nie liczę, bo i tak bym go kupiła, a pestka trafiłaby do śmieci.
(To doświadczenie przypomniało mi, jak w szkole podstawowej, na lekcję biologi hodawałam ziarno fasoli na gazie.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz